niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 14

''Find light in the beautiful sea
I choose to be happy


You and I, you and I
We’re like diamonds in the sky

You’re a shooting star I see
A vision of ecstasy
When you hold me, I’m alive
We’re like diamonds in the sky

I knew that we’d become one right away
Oh, right away
At first sight I felt the energy of sun rays
I saw the life inside your eyes

So shine bright, tonight, you and I
We’re beautiful like diamonds in the sky
Eye to eye, so alive''



Minął tydzień odkąd widziałam Dru. Tamtego dnia wieczorem, gdy wróciła Rose znalazła mnie w pokoju kompletnie naćpaną, siedzącą w szklanych odłamkach z ramki. Nie pamiętam nic, ale dowodem na jej słowa są moje pokaleczone dłonie i nadgarstki. Jako że była pielęgniarką nie spanikowała, ale następnego dnia, gdy się ocknęłam dała mi niezły wykłada i postawiła ultimatum. Jeżeli jeszcze raz zobaczy, że biorę bądź się tne, zapisuje mnie do specjalisty, a jak to nie pomoże odda mnie na odwyk. Obiecałam jej, że nigdy więcej tego nie zrobię, ale sama nie wierzyłam w tą obietnice. Przez tydzień siedziałam w domu dochodząc do siebie, ale wciąż czułam dziwny ból w klatce piersiowej. To było nie do wytrzymania, a na domiar złego nie mogłam przestać myśleć o Dru. Każdej nocy, gdy próbowałam, zasnąć nie mogłam, bo wciąż na nowo odtwarzałam w głowie tamten dzień i wciąż katowałam się wspomnieniem jego wyrazu twarzy, gdy mówił o narkotykach. Byłam idiotką. Mogłam to wszystko rzucić i pozwolić mu się zbliżyć, ale chyba nie potrafiłam. Za bardzo się bałam. W głowie miałam mętlik dwa razy większy niż zazwyczaj.
-Hope! - Głos Rose wyrwał mnie z zamyślenia.
-Idę! - Odkrzyknęłam, przewiesiłam torbę przez ramie i zbiegłam na dół. Wparowałam do kuchni i zatrzymałam się w pół kroku, gdy przy naszym nowym stole zauważyłam Emily.
-Em? - Nie potrafiłam ukryć zaskoczenia w głosie.
-Hej. - Szepnęła uśmiechając się.
-Co ty tu robisz?
-Pomyślałam, że mogę zawieźć cie do szkoły. - Nie rozmawiałam z nią od dnia kiedy potwierdziły sie moje obawy, że bije ją chłopak.
-W porządku. - Posłałam Rose uspokajający uśmiech i ruszyłam do wyjścia, a Emily za mną. Przed domem stało czerwone maserati. - Nie wiedziałam, że masz samochód. - Skwitowałam, podchodząc do auta.
-Rzadko nim jeżdżę. - Wsiadłyśmy do środka, a Em odpaliła silnik.
-Myślałam, że już nigdy się do mnie nie odezwiesz. - Spojrzała na mnie i zacisnęła wargi. Bez słowa gładko ruszyła.
-Przemyślałam to co mi powiedziałaś. - Odezwała się, gdy wyjechaliśmy z mojej ulicy.
-I do jakiego wniosku doszłaś?
-Zerwałam z nim Hope. - W jej głosie słyszałam dumę.
-Naprawdę?- Nie spodziewałam się tego. Posłała mi krótkie, ale żarliwe spojrzenie.
-Tak. Jestem ci wdzięczna, że opowiedziałaś mi swoją historię.
-Ciesze się. - Powiedziałam szczerze.
-Ale to nie koniec Hope, prawda?
-Koniec czego?
-Twojej historii. - Głośno przełknęłam ślinę i przymknęłam powieki.
-Nie.
-Opowiesz mi kiedyś? Całą? - Wyczułam na sobie jej wzrok, ale nie otworzyłam oczu. Tonęłam w ciemności swojej przeszłości.
-Nie wiem czy dam radę. - Wyznałam.
-Nie musisz całej na raz. Fragmentami będzie lepiej. Też chciałabym ci jakoś pomóc. - Nikt mi już nie pomoże.
-Bądź cierpliwa.
-Będę. Co ci się stało w ręce? - Uchyliłam powieki i wbiłam wzrok w swoje pocięte dłonie.
-To część historii. - Szepnęłam i zerknęłam na nią.Wpatrzona  w drogę przed sobą skinęła głową.
-Rozumiem.

Stanęłam przed drzwi do klasy biologicznej i wszystko we mnie stężało. Nie chciałam tam wchodzić. Każdą przerwę do czwartej godziny spędziłam z Emily. Opowiadała mi jak zerwała z Brianem, jak na to zareagowali jej rodzice i jak bardzo jest mi wdzięczna. Przynajmniej trzy razy mnie uściskała, a mi to w ogóle nie przeszkadzało. Tak bardzo dobrze czułam się w jej towarzystwie, a teraz stałam tu samotnie z mocno bijącym sercem. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do klasy. Wszystkie spojrzenia wylądowały na mnie, a w tym jego zielone oczy. Miałam wrażenie, że moje serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
-Przepraszam za spóźnienie. - Wydukałam, a pani Tyler skinęła głową i posłała mi przyjazny uśmiech.
-Nic się nie stało. Miło, że wróciłaś Hope. Usiądź. - Odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam na tył klasy. Nie miałam wyboru musiałam usiąść obok niego, bo wszystkie miejsc były zajęte oprócz tego obok Dru. Niezgrabnienie usiadłam na swoim krześle, jak najdalej od niego, a on wciąż patrzył wprost na mnie. Chciało mi się płakać
-Co ci się stało? - Spytał kiedy zaczęłam wyjmować zeszyt. Zignorowałam jego pytanie, bo co miałam powiedzieć?  - Porozmawiasz ze mną? Hope proszę. - W jego głosie brzmiała rozpacz.Spojrzałam na niego i lekko pokręciłam głową, a jego oczy rozbłysły bólem. - Dlaczego?
-Bo  nie mamy o czym rozmawiać. - Wyszeptałam. Jego dłonie, które leżały na ławce zacisnęły się w pięści.
-Nie możesz tak po prostu uciec. - Warknął cicho. Byłam zaskoczona jego impulsywnością.
-Mogę.
-Nie. Nie ode mnie. -Patrzył mi prosto w oczy i mówił szczerze, a ja czułam się kompletnie bezsilna.
-Zostaw mnie Dru. Przestań komplikować mi życie.
-Nie ma na to szans Hope. Porozmawiasz ze mną choćbym miał cie do tego zmusić.-  Przez dobre dwie minuty mierzyliśmy się wzrokiem. To ja pierwsza się odwróciłam i przez resztę lekcji kompletnie go ignorowałam. Gdy zadzwonił dzwonek, a biologia dobiegła końca nie miałam pojęcia co zrobić. Wstałam mechanicznie i szybko wyszłam z klasy, ale Dru  mnie dogonił. Złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. - Nie uciekaj. - Skrzywiłam się, gdy jego palce wbiły się w moją poranioną skórę. - Przepraszam. - Szepnął i natychmiast poluźnił uścisk.
-Nie chce z tobą rozmawiać.
-Ale ja chce więc albo pójdziesz ze mną dobrowolnie, albo cie stąd wyniosę. - Spojrzałam na niego z przerażeniem.
-Nie zrobisz tego.
-Jesteś tego pewna? - Spojrzał na mnie wyzywająco.
-Nie. - Wyznałam szczerze.
-Tak myślałem. Chodź. - Pociągnął mnie w stronę wyjścia ze szkoły.
-Gdzie idziemy?
-Do mnie.
-Czemu tam?
-Bo dom jest pusty i stamtąd na pewno mi nie uciekniesz. Nie tym razem. - Po tych słowach zaczęłam się bać tego co mnie czeka.

***

Całą drogę do mojego domu przebyliśmy w ciszy. Widziałem, że jest spięta, ale nie wiedziałem co mogę jej powiedzieć, by się choć trochę rozluźniła. Tak bardzo ucieszyłem się na jej widok w szkole. Myślałem już, że nigdy nie wróci, a to by skomplikowało mój plan ocalenia jej. Dom był cichy, zimny i pusty. Mama była teraz w jakimś specjalnym ośrodku a ojciec wyjechał w delegacje. Byłem kompletnie sam przez tydzień i szczerze zacząłem trochę wariować. Ruby nie odezwała się do mnie ani razu nie żebym w ogóle tego chciał, a Dom był zajęty swoją nową dziewczyną. Zaprowadziłem ją do swojego pokoju. Usiadła na fotelu przed telewizorem i obróciła się na nim tak, że patrzyła na mnie. Ja zaś zostałem przy drzwiach i oparłem się framugę.
-Po co mnie tu przywiozłeś? - Spytała chłodnym głosem. Patrzyła na mnie podejrzliwie z rezerwą.
-Bo chce z tobą porozmawiać. Szczerze.
-O czym?
-Powiedz mi Hope bierzesz narkotyki? - Na jej twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień. Wyglądała jak wyżłobiona w marmurze. 
-To nie twoja sprawa Dru. - Obciągnęła rękawy beżowego swetra na dłonie.
-Jestem twoim przyjacielem i to jest moja sprawa. - Prychnęła.
-Nie jesteśmy przyjaciółmi. Znamy się ile? Miesiąc. To nie jest przyjaźń.
-To co? Jak to nazwiesz Hope? Bo nie jesteś mi obojętna i ja tobie też nie jestem, wiem o tym. - Nie mogłem wyczytać z jej oczu czegokolwiek. 
-Czemu ci tak zależy?  - Spytała szeptem. Westchnąłem i podszedłem bliżej, tak że teraz patrzyłem na nią z góry. Podniosła głowę i wbiła we mnie swoje  granatowe, teraz niemal czarne oczy wyczekując odpowiedzi.
-Bo nie chce byś skończyła, jak mój brat.
-Chcesz mnie uratować?
-Tak.
-Na to jest już za późno. - Jej głos był zimny jak lód, a ja nie potrafiłem powstrzymać dreszczu.
-Dlaczego tak mówisz? Hope ciągle żyjesz, więc...
-Nie - Przerwała mi. - W środku jestem martwa. - Te słowa mnie przeraziły, tym bardziej, że jej głos brzmiał jak przegrany, a twarz była poważna. - Rozumiesz? Od bardzo dawna tu - Przyłożyła rękę do swojej lewej piersi, tam gdzie biło serce - Już nic nie ma. - Patrzyłem na nią szeroko otwartymi oczami, bo nie tego się spodziewałem. Myślałem, że jest zagubiona, a nie stracona.
-Nie możesz tak mówić - Szepnąłem i kleknąłem przed nią. - Nie wierzę w to.-Popatrzyła na mnie z żalem w oczach.
-Nie znasz mojej historii Dru. Moja przeszłość mnie naznaczyła. Tego nie da się naprawić. - Ona wierzyła w to co mówiła. Wierzyła w to, że nie można jej naprawić, ale ja byłem innego zdania.
-Opowiedz mi Hope, opowiedz mi wszystko o sobie. - Z jej oczu wyczytałem przerażenie. - Nie bój się. - Złapałem jej dłonie w swoje.- Nie zmienię o tobie zdania.
-Nie możesz być taki pewien.
-Jestem. - I byłem, bo wiedziałem, że jestem w niej cholernie zakochany i cokolwiek by powiedziała nie zmieni tego bo przeszłość to historia, a ona jest taka jaka jest teraz w tej chwili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz