środa, 25 lutego 2015

Rozdział 10


''It's so loud inside my head
With words that I should have said
And as I drown in my regrets
I can't take back the words I never said
I never said
I can't take back the words I never said
Always talking shit
Took your advice and did the opposite
Just being young and stupid
I haven't been all that you could've hoped for
But if you'd held on a little longer

You'd have had more reasons to be proud''


Zanim Dru wyszedł porozmawialiśmy jeszcze chwilę i zaproponował, że może przyjeżdżać po mnie rano i odwozić do szkoły. Ja się nie zgodziłam, a on powiedział, że i tak przyjedzie. Gdy usłyszałam, jak jego auto odjeżdża spod domu wpadłam w panikę. Zastanawiałam się co ja najlepszego narobiłam. Przecież doskonale wiedziałam, że taki układ nie wyjdzie. Przerażało mnie to, że on myśli, że jestem dobra, a ja nie chciałam pokazywać mu swojej prawdziwej twarzy. Nie rozumiałam co jest w nim takiego, że bałam się przyjaźni z nim. Przecież Emily i Scott zajęli jakieś miejsce w moim życiu i nawet przed tym się nie broniłam, ale z Dru było inaczej. Zupełnie inaczej. Zaczęłam chodzić w tę i z powrotem po pokoju, nerwowo obgryzając paznokcie. Chciałam to wszystko odwrócić. Strach przed tym, że on pozna mnie taką jaka jestem obezwładniał mnie. Wariowałam. Czułam się tak, jakbym miała zaraz eksplodować. Dopadłam do szafki nocnej i z jednej z szuflad wyciągnęłam jedno ze swoich metalowych, kolorowych pudełeczek. Otworzyłam je i wysypałam na dłoń kilka białych tabletek. Puste z powrotem wrzuciłam do szuflady i poszłam do łazienki. Włożyłam do ust wszystkie tabletki i popiłam wodą z kranu. Wzięłam głęboki oddech, próbując powstrzymać niewyjaśnione łzy, które napłynęły mi do oczu. W tej chwili nienawidziłam całego świata. Nienawidziłam swojej przeszłości i nienawidziłam tego kim jestem, bo czułam, że nie jestem zbyt dobra dla tego chłopaka. Kopniakiem zatrzasnęłam drzwi od łazienki. Z szafki z lustrem nad umywalką wyciągnęłam biało-czerwoną ściereczkę i usiadłam na wannie. Wpatrywałam się w żyletkę w mojej dłoni i łzy, które skapywały na bladą skórę. Podwinęłam rękaw swetra i moim oczom ukazał się nadgarstek pokryty bliznami. Brzydziłam się tego, a mimo to przyłożyłam ostrze do skóry i jak zaczarowana zaczęłam wypuszczać z siebie ten ból, który krył się pod powierzchnią.

***

Siedziałam na mięciutkim dywanie w salonie i bawiłam się swoimi  lalkami. Jedna z nich miała przepiękne, ciemne, długie włosy, jak mamusia i ja też marzyłam o tym by takie mieć. To była moja ulubiona zabawka. Tak bardzo ją kochałam, że zawsze z nią spałam. Tak bardzo przypominała mi mamusie, że nigdy nie chciałam się bez niej ruszać. W telewizorze leciała jedna z bajek, które w ogóle mnie nie interesowały, ale dźwięk był wyciszony, na szklanym, nowym stoliku, nowym ponieważ poprzedni popsuł się, gdy uderzyłam w niego główka stał komputer mamy, z którego leciała, jakaś smutna piosenka. Wiedziałam, że jest smutna, bo rozumiałam znaczenie niektórych słów, ale bardzo ją lubiłam i mamusia tez bardzo ją lubiła. Chciałam podrapać się po główce, ale zapomniałam o bandażu, którym miły pan doktor ją obwiązał, więc moje paluszki trafiły, na nieprzyjemny materiał i tylko skrzywiłam się z bólu, gdy niechcący dotknęłam ranki. Zdenerwowana odłożyłam lalkę na kanapę i podreptałam do mamusi. Powiedziała, ze musi wziąć kąpiel. Zapukałam cichutko, ale nie odpowiedziała, więc pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Mamusia, obwiązana w biały ręcznik siedziała na wannie, a z jej ręki na podłogę kapała krew. Przestraszyłam się.
-Mamusiu! - Krzyknęłam i podbiegłam do niej. Zaskoczona podniosła głowę do góry i spojrzała na mnie smutno.
-Hope co ty tu robisz? Nie powinnaś wchodzić.
-Co ci się stało? - Spojrzała na swoją rękę i pokręciła wolno głową.
-To nic takiego kochanie. - Przygarnęła mnie do siebie i mocno przytuliła.
-Dlaczego leci ci krew? - Spytałam smutnym głosem.
-Bo bolało mnie serduszko. - Szepnęła.
-Gdy boli serduszko to leci krew z reki? - Nie miało to dla mnie sensu. Zaśmiała się cicho.
-Tak jakby, ale tylko tym którzy są naprawdę wrażliwi i smutni i nie potrafią poradzić sobie z tym bólem.
-Jesteś smutna? 
-Już nie. - Pocałowała mnie we włosy i wstała, ciągnąc mnie za sobą. - Co powiesz na ciasteczka?
-Same je upieczemy? - Spytałam z nadzieją.
-Oczywiście Hope. - Ucieszyłam się bardzo i wyszłam z mamusią za rękę z łazienki.
-Lubie piec ciasteczka.
-Ja tez kochanie.

***

W sobotę Em napisała, że nie możemy się spotkać i ja wiedziałam już, że stało się coś złego i postanowiłam porozmawiać z nią o tym w poniedziałek, bo przecież tak robią przyjaciele prawda? By nie siedzieć sama wieczorem zaprosiłam Scotta, bo Rose miała nocną zmianę. Wciąż czułam dziwny niepokój po piątkowej rozmowie z Dru więc poprosiłam Scotta by wziął ze sobą trochę zioła. Gdy przyszedł zapaliliśmy jointa i śmieliśmy się zupełnie bez powodu, później zjedliśmy wszystko co było w lodówce i poszliśmy do łóżka. Po dzikim seksie i kolejnym joincie wzięliśmy wspólną kąpiel i ruszyliśmy na miasto. Nie pamiętam, jak do tego doszło, ale obudziłam się nie w swoim łóżku i na pewno nie u boku Scotta. Spojrzałam na chłopaka leżącego obok mnie i uśmiechnęłam się z ulgą. Był uroczy i chyba był w moim wieku. Miał zamknięte oczy i lekko rozchylone usta. Była pewna, że leży nagi pod kołdrą tak, jak ja, a zużyta prezerwatywa leżąca na podłodze nieopodal utwierdziła mnie w przekonaniu, że doszło do czegoś więcej niż miła rozmowa. Wypełzłam z łóżka i ubrałam się we wczorajsze ciuchy. Zegarek w kuchni wskazywał dziesiątą rano. Za dwie godziny Rose powinna się obudzić i z godnie z obietnicą miałam zamiar pomóc jej w odnowieniu kuchni nawet jeśli miałam okropnego kaca. Bez pożegnania z uroczym, metrem wróciłam do domu. Wzięłam szybki prysznic i z przerażeniem odkryłam, że moja szyja całą usypana jest malinkami. Bez zastanowienia włączyłam czarny golf i futrzarzy bezrękawnik. Na dworze zaczynało robić się zimno, niedługo powinna przyjść jesień. W pościeli odnalazłam swój telefon i zadzwoniłam do Scotta. Odebrał po trzecim sygnale.
-Halo? - Jego głos był zaspany.
-Hej Scotti. Jak tam? - Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam ciche jęknięcie. - Czyżbyś nie był sam? - Zaśmiał się.
-Obok mnie leży jakaś blondyna. - Wyjaśnił.
-Jak to się stało, ze skończyliśmy osobno?  -Spytałam i zeszłam na dół. Wstawiłam wodę na herbatę, a z lodówki wyjęłam sok pomarańczowy.
-Gdy znaleźliśmy się na jakiejś domówce... Nawet nie pytaj jak, zaczęłaś tańczyć z jakimś małolatem i w końcu zniknęłaś mi z oczu, więc znalazłem sobie pocieszenie. - Westchnęłam ciężko.
-Wybacz. - Odkręciłam sok, ale okazało się, że karton jest pusty, więc wyrzuciłam go.
-Nie ma sprawy i tak to była fajna noc. - Uśmiechnęłam się do siebie. - Jak się czujesz?
-W porządku. 
-Nie pytam o kaca Hope. Wczoraj byłaś jakaś dziwna. Miałaś okropne parcie by zapomnieć o całym świecie. - Zadrżałam, bo miał racje. Chciałam zapomnieć tyle że nie o całym świcie a o tym kim jestem.
-Miałam tylko zły dzień. - Wyjaśniłam i zalałam dwa kubki gorącą wodą. - Muszę kończyć. Rose zaraz wstanie. Pa pa.
-Pa Hope. - Wcisnęłam czerwoną słuchawkę i schowałam telefon w tylną kieszeń jeansów, a w tym samym momencie w kuchni pojawiła się rozczochrana Rose.
-Hej. - Przywitała się siadając przy stole. Postawiłam przed nią parujący kubek i usiadłam naprzeciwko.
-Gotowa na zakupy? - Spytała z entuzjazmem. Naprawdę cieszyłam się na ten dzień, bo tak naprawdę nigdy w taki sposób nie spędzałyśmy razem czasu.
-Myślałam, że się rozmyślisz. - Wyznała z nad kubka.
-Nigdy. Nienawidzę tego koloru. - Wskazałam na ściany kuchni, które były pomalowane na odcień zgniłej zieleni.
-Ja też. - Przyznała i uśmiechnęła się szeroko.
-W takim razie pij szybko herbatę, weź prysznic i ruszamy. - Upiłam łyk słodkiego napoju i mrugnęłam do niej.
-Lubie cię taką. - Szepnęła. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Jaką?
-Szczęśliwą.
-Och. Ja też. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i zaczęła pic herbatę, a ja naprawdę dziś byłam szczęśliwa.

To był jeden z najlepszych dni w moim życiu. Do domu wróciłyśmy dopiero wieczorem, ale wciąż byłyśmy pełne energii. Przebrałyśmy się w jakieś niepotrzebne ciuchy. Zrobiłyśmy śmieszne papierowe czapeczki i odsunęłyśmy wszystkie szafki w kuchni od ścian i zaczęłyśmy malować je na głęboki pomarańczowy kolor. Świetnie się przy tym bawiłyśmy. Rose zaszalała i wybrała także nawy komplet mebli, które przyjechały godzinę później. Stare opróżniłyśmy z naczyń i resztek jedzenia i poprosiłyśmy dostawców by zabrali je ze sobą. Uprzejmie się zgodzili. Nowe szafki były w kolorze ciepłego brązu i idealnie pasowały do pomarańczowego koloru ścian. Złożenie ich i ustawienie zabrało nam najwięcej czasu, ale efekt końcowy był świetny.  Zmęczone, brudne i zadowolone usiadłyśmy na podłodze z chińszczyzną i podziwiałyśmy naszą nową kuchnie.
-Jest świetna. - Przyznała Rose, wkładając do ust kurczaka.
-To będzie moje ulubione pomieszczenie w całym domu. - Szepnęłam i z ciężkim westchnieniem oparłam się o ścianę.
-Cieszę się, że mi w tym wszystkim pomogłaś.
-Ja też. Naprawdę świetnie się bawiłam. - Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się łagodnie.
-Wybacz, że nigdy wcześniej nie zadbałam o to byśmy spędzały ze sobą trochę więcej czasu.
-Przestań Rose, pewnie i tak bym ci na to nie pozwoliła. - Lekko kiwnęła głowa.
-Co się zmieniło? Chodzi o Luisa? - Spuściłam wzrok na swoje umorusane dłonie.
-Nie. Może trochę. Nie wiem, ale czuje, że trochę się zmieniłam. Poznałam nowych przyjaciół...
-Chodzi o tego chłopca.- Moje serce zatrzymało się na wspomnienie Dru, bo cały dzień o nim nie myślałam.
-Nie wiem. Rose, chyba trochę się pogubiła w tych stosunkach między ludzkich.
-Nigdy nie byłaś zbyt towarzyska.
-Wiem, a teraz mam dwóch nowych przyjaciół. Nawet nie wiem jak to się stało. - Zaśmiała się cicho, więc spojrzałam na nią.
- Może w końcu zaczęłaś odczuwać samotność.
-Może.
-Żałuje, że nigdy ci nie pomogłam. - Jej głos brzmiał smutno.
-W czym?
-Powinnam posłać cię do psychologa czy kogoś takiego, a zamiast tego wolałam myśleć, że sama sobie poradzisz z tym wszystkim. - Poczułam, że jej żal w głosie łamie mi serce. Przysunęłam się do niej i pierwszy raz w życiu ją przytuliłam.
-Myślę Rose, że nikt i tak by mi nie pomógł. - Wyznałam cicho i aż zadrżałam, bo własnie głośno przyznałam, że mam ze sobą problem. - A po za tym nie cofniesz czasu, więc się tym nie przejmuj.
-Och Hope, bardzo cie kocham. Cieszę się, że ze mną zamieszkałaś. - Poczułam, ze płacze więc mocniej ją objęłam.
-Ja też cie kocham, nawet nie wiesz jak bardzo. - Po chwili dokończyłyśmy jedzenie, posprzątałyśmy trochę i każda poszła do siebie. Wzięłam długą kąpiel i pierwszy raz od bardzo dawana usnęłam bez żadnych tabletek naprawdę szczęśliwa.


wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 9


''Loosing sleep and all my faith
In these promises that I take

Lay me down with a smile
To drown in the rain

So give me love and all your hate 
Tell me lies in fifty shades
Lay me down for awhile 
Get lost in the grey''

Boże, Boże, Boże! On tu jest! Przyszedł. Naprawdę przyszedł, czyli coś było na rzeczy.Chryste on miał dziewczynę i wprawdzie jeszcze się do mnie nie zalecał, ale jeżeli to zrobi... Jeżeli będzie mnie podrywał, lub stwarzał dwuznaczne propozycje co mam zrobić? Opłukałam buzię i spojrzałam w lustro. Moje oczy wyglądały na wystraszone, a mokre włosy pozostały w nieładzie.
-Ogarnij się Hope. - Wyszeptałam do siebie. Wciąż byłam w ręczniku, ponieważ miałam zwyczaj ubierać się w pokoju, więc nie zabrałam ze sobą ubrań. Cholera. Jeżeli tam wyjdę w samym ręczniku na pewno przyjrzy mi się uważniej i zauważy pokaleczone nadgarstki, a wtedy na pewno zapyta skąd to mam. A ja nie chciałam by wiedział. Tylko Scott miał świadomość co sobie robię i nie mógł tego powstrzymać. Nikt nie mógł. Zacisnęłam dłonie w pięści i wyszłam z łazienki. Podobało mu się, gdy mnie denerwował i zaskakiwał, więc ja też mu utrę trochę nosa.
-Już? - Spytał, podpierając się na łokciach. Nie powinnam o tym myśleć, ale całkiem dobrze wyglądał wyciągnięty na moim łóżku.
-Musze się jeszcze ubrać. - Oznajmiłam, a jego brwi powędrowały do góry. Odwróciłam się do niego plecami, czując jak przesuwa po mnie wzrokiem i spuściłam ręcznik w dół. Usłyszałam jak z sykiem wciąga powietrze i uśmiechnęłam się szeroko. Nieśpiesznie wyciągnęłam z szafy luźny T-shirt leginsy i ciepły sweterek i ubrałam się. Gdy skończyłam z powrotem odwróciłam się do niego twarzą z niewinną mina.- Już. -szepnęłam. Na jego policzkach odmalował się wielki rumieniec, co bardzo mnie cieszyło. Odchrząknął i spojrzał mi w oczy.
-Masz ładne ciało. - Skwitował i uśmiechnął się lekko.
-Dziękuje. - Mimo woli poczułam się doceniona, bo sama osobiście nienawidziłam swojego ciała. - No więc masz jakiś pomysł na projekt?
-W prawdzie to nie.
-Więc po co przyszedłeś? - Odwrócił wzrok i utkwił go w ramce na biurku.
-Pomyślałem, że wymyśli coś razem. - Kłamał.
-Mówiłam już że mnie to nie interesuje. Nie wiele obchodzi mnie szkoła. - Wyjaśniłam kładąc się obok niego.
-Dlaczego? Co zamierzasz robić w przyszłości? - Spojrzałam w sufit.
-Nie wiem. - Szepnęłam. Nie planowałam nic na dłuższą metę, bo nie wiedziałam czy dożyję dnia zakończenia szkoły.
-Nie masz żadnych planów? - Odwróciłam głowę w jego stronę. Wpatrywał się we mnie z zaciekawienie, zaciskając usta.
-Nie.
-Każdy ma jakieś plany.
-Nie ja.
-Dlaczego? - W jego głosie pobrzmiewała dziwna nuta.
-Bo nie. - Powiedziałam trochę ostrzej, by uciąć temat. Nie zamierzałam mu się zwierzać,
-Dlaczego wciąż uciekasz przed rozmową?
-Już mówiłam, że nie mam ochoty cie poznawać. - Przekręcił się na bok i wbił we mnie badawcze spojrzenie.
-A ja ci nie wierzę - Wyszeptał co mnie zaskoczyło. - Moim zdaniem po prostu boisz się do kogokolwiek zbliżyć.
-Nie masz prawa mnie osądzać. - Uśmiechnął się przelotnie.
-Czyli zgadłem.- Zacisnęłam zęby, by nie wybuchnąć.
-Czego ty chcesz Dru? Bo ja nie mam zamiaru dać ci niczego.- Warknęłam. Przymrużył oczy, ale wciąż na mnie patrzył.
-Chce tylko trochę cie poznać.- Wychrypiał. Przyjęłam ta samą pozycje co on, wiec patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
-A ja nie chce z nikim dzielić się sobą. - Z westchnieniem irytacji, przekręcił się na plecy.
-Czego się boisz? - I to było dobre pytanie. Czego się bałam? Przecież z łatwością mogłam zaciągnąć go do łóżka, wykorzystać i porzucić... Chyba, że w między czasie zakocham się, a on mnie zrani. Ludzie lubią ranić. Przemielić cie i wypluć. Po bliższej znajomości zazwyczaj zostajesz tylko nic nie wartym, żałosnym śmieciem. Gorzej jeżeli on się zakocha i będzie chciał wiedzieć o mnie wszystko. Będzie chciał znać moją przeszłość, teraźniejszość. Będzie chciał wiedzieć jaka jestem naprawdę, dlaczego się tnę, biorę i pije. Dlaczego nie pozwalam się zbliżać ludziom. Będzie chciał mnie, a ja będę musiała go odtrącić i przez resztę życia będę zastanawiać się czy dobrze zrobiłam, że nie zaryzykowałam.
-Niczego. Po prostu nie interesują mnie bliższe relacje.
-A twój chłopak? - Zerknęłam na niego zaskoczona.
-Nie mam chłopaka.
-A ten chłopak z przed szkoły? - Zaśmiałam się, gdy zrozumiałam o kogo chodzi.
-To Scott. Nie jest moim chłopakiem, tylko przyjaciele z benefitami - Wytłumaczyłam.- I on jest wyjątkiem.
-A ta czerwonowłosa? Chyba nazywa się Emily, tak?
-Skąd o niej wiesz? - Wzruszył ramionami.
-Widziałem, jak rozmawiacie, a ty nie rozmawiasz z wieloma ludźmi.- Westchnęłam.
-Dobrze, nie interesują mnie bliskie relacje z nikim prócz Em i Scotta. - Zerknął na mnie oburzony.
-To dlaczego ja nie mogę do nich dołączyć. Przecież ze mną rozmawiasz, a nawet zaprosiłaś mnie do siebie, a teraz leżę w twoim łóżku. To chyba coś znaczy. - Wybuchnęłam szczerym śmiechem.
-Nie zaprosiłam cie tu.- Jego spojrzenie złagodniało.
-Masz bardzo ładny śmiech. - Od razu spoważniałam i spiorunowałam go wzrokiem. - Nie lubisz jak ktoś cie komplementuje?
-Lubię.
-To czemu robisz taką minę? - Spróbował mnie naśladować, co znów mnie rozśmieszyło.
-Bo próbuje ci wytłumaczyć, że prócz szkolnej ławki nie będzie między nami nic więcej. - Zrobił naburmuszoną miną.
-A ja wciąż nie rozumiem dlaczego. - Wyglądał uroczo. Nie rozumiałam dlaczego tak bardzo mu na tym wszystkim zależy. Miał dziewczynę, a jakoś nie mogłam uwierzyć, że chce tylko przyjaźni.
-Bo nie jestem człowiekiem, na którego warto marnować czas.- Wyznałam i naprawdę tak myślałam. Byłam raczej marnym istnieniem. Niczym więcej.
-I tu się z tobą nie zgadzam Hope. Gdybyś nie była warta czegoś więcej niż kilka słów na pewno bym to wiedział, a wydaje mi się, że jesteś cenniejsza niż  powietrze, którego potrzebujemy, by te kilka słów wypowiedzieć. - Zadrżałam pod jego słowami. Boże. Dlaczego on musiał to robić? Dlaczego próbował mnie złamać.
-Mylisz się Dru. Nawet nie wiesz, jak bardzo.- Byłam tylko cieniem Hope, która powinna istnieć. Przysunął się do mnie i szepnął mi do ucha:
-Nie możesz się ze mną sprzeczać. Chce sam poznać jaka jest prawda o tobie. Tylko mi na to pozwól. - Zacisnęłam zęby i zerwałam się z łóżka. Czułam się tak okrutnie... Smutna. Spojrzałam na niego z zrozpaczoną miną. Wyglądał na zdezorientowanego.
-Nie możesz. - Szepnęłam kręcąc głową. - Wróć do swojej dziewczyny i zostaw mnie w spokoju.
-Nie skrzywdzę cie. - Zsunął się do krawędzi łóżka i usiadł. Zaśmiałam się bez krzty humoru.
-Nie możesz być tego pewien. Ludzie krzywdzą z reguły.- Posłał mi pobłażliwe spojrzenie za co miałam ochotę go uderzyć.
-Zawsze są odstępstwa od reguł. - Westchnęłam ciężko i podeszłam do biurka i utkwiłam wzrok w zdjęciu moi z mamą. Nawet ona mnie skrzywdziła choć tak bardzo ją kochałam, a ona mnie. Ludzie mają krzywdzenie we krwi. Tak po prostu jest.
-Przyjaźń polega na dzieleniu się sekretami, ufaniu sobie, na oddaniu kawałka siebie tej drugiej osobie, a mnie już nie wiele zostało. Nie chce dzielić się z tobą swoimi tajemnicami. Nie chce ci ufać. Nie chce cie na przyjaciela.Bo nie chce ryzykować, że znów stracę część siebie. Rozumiesz?

***

Chyba jeszcze nie słyszałem nikogo kto tak smutno by brzmiał. Mimo wszystko serce mi się krajało, gdy patrzyłem na tą dziewczynę. Miała ze sobą większy problem niż się spodziewałem, ale to sprawiało, że jeszcze bardziej chciałem ja poznać. Dowiedzieć się co do tego doprowadziło i uleczy jej rany z przeszłości.
-Ale ja nie chce ukraść ci kawałka ciebie, jak chcesz mogę oddać większy kawałek siebie za nas dwoje. - Cień uśmiechu przemknął się przez jej twarz.
-Jesteś taki naiwny - Szepnęła. - Czemu tak bardzo ci na tym zależy?
-Bo jest w tobie coś co sprawia, że po prostu chce wiedzieć o tobie więcej. Chce z tobą rozmawiać, słuchać jak się śmiejesz, po prostu z tobą przebywać. - Odpowiedziałem bez zastanowienia.
-Wiesz, że to się nie sprawdzi?
-Czemu?
-Bo jak zauważyłeś nie jestem dobra w kontaktach między ludzkich i musiałbyś starać się dwa razy mocniej, bo ja nigdy nie okaże, że mi zależy i w końcu się poddasz, bo po co komu taka przyjaźń?
-Nie poddam się. Jestem bardzo uparty.
-Zauważyłam. - Jej ton był oschły. Wstałem i spojrzałem jej prosto w granatowe oczy.
-Hope. No proszę cie. Nic na tym nie stracisz. - Zacisnęła usta i odwróciła wzrok, który znów utkwiła w zdjęciu na biurku.
-Obiecujesz, że nigdy się nie poddasz i nigdy nie będziesz chciał niczego więcej niż przyjaźni? - Mimo woli uśmiechnąłem się lekko i szepnąłem:
-Obiecuje. - I w tej chwili już złamałem drugą obietnicę, bo patrząc na jej smutne oczy i zdesperowane spojrzenie, miałem ochotę ukoić jej ból i z całować spięcie z jej ust. - Obiecuje  Hope. - Wypuściła głośno powietrze.
-Okey, czyli jesteśmy przyjaciółmi?
-Tak. - Uśmiechnęła się szeroko i to był najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem.
  

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 8




''Home is just a word
Without a time or place
I've fallen in and out of love
With the loneliness I've traced

And I can't wait to start again
No, I can't wait to start again
When the darkness and unknown become a friend
No, I cant wait to start again

The voice of a thousand whispers
With answers I cant find
I made promises to the wounded love 
And the corner of my mind
And the night before has left you
And the smoke has filled your lungs
When you don't know what you've come here for or the person you've become''


Reszta tygodnia minęła raczej spokojnie, bez żadnych wpadek, kłótni czy bijatyk. Przez ten tydzień zachowywałam się prawie jak zwyczajna dziewczyna nie licząc kilku spotkań ze Scottem, które za każdym razem kończyły się w moim łóżku. Na lekcji biologii zamieniłam kilka zbytkowych słów z Dru, ale raczej trzymając go na dystans, choć gdy dziś na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek, zaczęłam delikatnie wypytywać o co chodzi, ale tym razem to on unikał rozmowy ze mną. Zaniepokoiło mnie to i w głębi ducha miałam nadzieje, że nie chodzi o mnie. Na jutro umówiłam się z Emily, że wyskoczymy gdzieś razem, a w niedziele obiecałam Rose, że pomogę jej w wyborze nowych mebli do kuchni. Stwierdziła, że musi koniecznie wydać na coś trochę zaoszczędzonych pieniędzy, a ponieważ teraz nie ma Luisa mogła robić co chciała, a ja postanowiłam ją w tym wspierać.
-Czyli jutro aktualne? - Zagadnęła Emily, gdy przebierałyśmy się w szatni po wuefie. - Zerknęłam na nią i uśmiechnęłam się lekko.
-Jasne. - Puściła mi oczko i ściągnęła przepoconą, trochę za luźną, biało-czarną koszulkę z logom jakiegoś zespołu przez głowę. Z ledwością powstrzymałam się, by nie syknąć przez zęby. Na jej żebrach widniał ogromny zielono-fioletowy siniak i kilka mniejszych na płaskim brzuchu. - Co ci się stało? - Spytałam szeptem. Gdy zdała sobie sprawę o co pytam szybko założyła beżowy sweterek.
-Na zawodach jedna z dziewczyn niechcący mnie skopała podczas rozgrzewki. - Wytłumaczyła pośpiesznie. Wiedziałam, że kłamie ponieważ jej oczy od razu zgasły, a w kącikach ust zaczaił się niepokój. - Wymusiłam lekki uśmiech, by jej nie wystraszyć.
-Musiała ci nieźle przywalić. - Skomentowałam, odwracając wzrok.
-Myślę, że chciała pozbyć się konkurencji. - Związała czerwone włosy. - Musze lecieć. Do jutra. - Nie czekając na mnie wypadła z szatni, jak oparzona.
-Do jutra. - Wyszeptałam za nią i przebrałam się w codzienne ciuchy. Nie mogłam tego tak zostawić, gdy już miałam dowody na to, że ktoś ją krzywdzi, tyle, że nie miałam pewności, że to jej chłopak. Musiałam dowiedzieć się czegoś więcej. Wyszłam ze szkoły, a czerwona czupryna Em rzuciła mi się od razu w oczy, gdy stała z jakimś chłopakiem na parkingu.  Chłopak górował nad nią dobre dziesięć centymetrów. Był dobrze zbudowany, a na jego głowie malował sie niewysoki czarny irokez. Wyglądał groźnie i gdy jego ręką wylądowała w mocnym uścisku na ramieniu Em nie miałam wątpliwości, że ten sinika to jego sprawka. W jego ruchach kryła się brutalność.

***

Byłem z siebie dumny. Zdobyłem adres Hope i nawet nie musiałem się specjalnie wysilać. Podziałał mój urok osobisty. Wmówiłem sekretarce, że Hope zostawiła telefon na lekcji i z dobrego serca postanowiłem zwrócić jej go, ale nie znałem adresu. Po chwili namawiania ugięła się, ale kazała obiecać, że nikomu więcej go nie podam. Z szerokim uśmiechem wyszedłem z sekretariatu nim zdążyła coś zwęszyć. Wróciłem szybko do domu, wziąłem prysznic i przebrałem się. W drodze do wyjścia zahaczyłem o sypialnie mamy. Wyglądała marnie z rozczochranymi włosami i podpitymi oczami. Na jej szafce nocnej stał kieliszek czerwonego wina.
-Hej mamo.  -Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
-Hej Dru.
-Wychodzę. Potrzebujesz czegoś? - Pokręciła leniwie głową.
-Wrócisz na kolacje? Mają wpaść znajomi twojego ojca. - Zazgrzytałem zębami. Ojciec wiedział w jakim stanie jest mama i zamiast jej pomóc wolał zapraszać swoich nudnych, sztywnych znajomych na kolacje.
-Nie wiem mamo. Musze zrobić projekt na biologie.
-Och. Mam nadzieje, że się wyrobisz, bo inaczej nie będę miała z kim pożartować. - Mrugnęła do mnie, a ja mimo woli zaśmiałem się cicho.
-Dobrze, postaram się. Pa.
-Baw się dobrze! - Rzuciła za mną ochrypłym głosem, a mi tylko ścisnęło się gardło. Tak bardzo chciałem by wróciła ta kobieta, która mnie wychowała.

Przed domem Hope znalazłem się w dziesięć minut. Jej okolica nie wyglądała na ekskluzywną więc moje audi kiepsko wpasowywało się w otoczenie, ale nie przejmując się tym czy mi zwiną auto wysiadłem z niego i stanąłem przed piętrowym domkiem obitym deskami w odcieniu brudnej bieli. Na niewielki ganek prowadziły drewniane schodki. Wspiąłem się po nich i zapukałem do obdrapanych drzwi. Po kilku chwilach w przejściu pojawiła się jakaś kobieta. Na mój widok uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Dzień dobry. - Wydukałem.
-Dzień dobry. - Wyglądała na dosyć młodą. Ciemno brązowe włosy upięte miała w luźny kok na czubku głowy, Na sobie miała powycieraną czerwoną koszule w kratkę, wsuniętą w czarne spodnie. Wyglądała na zmęczoną życiem. Zdradzały ją podkrążone oczy i skóra pozbawiona blasku, która przybrała już odcień szarości.
-Jest Hope? - Spytałem, a ona wpuściła mnie do środka. - Jej duże niebieskie oczy i spiczasty podbródek zdradzały, że jest spokrewniona z czarnowłosą.
-Tak, a ty kim jesteś?
-Dru - Wyciągnąłem w jej stronę rękę, która lekko uścisnęła. - Mamy do zrobienia projekt na biologie. - Wyjaśniłem.
-Ach! Hope nic nie wspominała,a le to chyba norma. - Uśmiechnęła się i wskazała na schody. - Jest u siebie. - Skinąłem i cicho wbiegłem na górę. Domyśliłem się, że jej pokój znajduję się za drzwiami, zza których dobiegała przyciszona muzyka. Bez pukania wszedłem do pokoju. W międzyczasie nawiedziła mnie wizja nagiej Hope, ale bardzo szybko wyrzuciłem ja z głowy. Na przeciwko wejścia stał niewielki drewniany regalik, wypełniony po brzegi książkami. Obok znajdowało się biurko w tym samy jasnym odcieniu co biblioteczka, na którym stał stary model laptopa, kubeczek z długopisami, stare radio, z którego wydobyła się głos jakiegoś faceta mówiącego: ''I start to forget, how my heart gets torn, when that hurt gets thrown
feeling like you can't go on'' i niewielka ramka ze zdjęcie. Podszedłem do biurka, po drodze potykając się o torbe Hope i cicho klnąc pod nosem. Wziąłem ramkę w dłonie i przyjrzałem się zdjęciu w środku. Na fotografii znajdowały się dwie osoby. Kobieta z czarnymi włosami i olśniewającym uśmiechem trzymająca w ramionach swoją małą kopię. Od razu rozpoznałem Hope i mogłem założyć się, że ta kobieta to jej mama, a więc kim był niebieskooka na dole? Odstawiłem ramkę na miejsce i zacząłem dalej rozglądać się po pokoju. Na ścianie, na której znajdowało się biurko i regalik było niewielkie, uchylone okno, a w rogu stał mały telewizor. Na przeciw okna stało łóżko, zasłane czarno-fioletową pościelą i kilkoma różnokolorowymi jaśkami. Po jednej stronie łóżka stał mały, czarny stolik na kółkach o po drugiej szafka nocna, na której znajdowała się lampka nocna, i kilka świeczek. Między łóżkiem a średniej wielkości, otwartą szafą znajdowały się białe, zamknięte drzwi. Ściany pokoju pomalowane były szampański odcień bieli, a na drewnianej podłodze leżał futrzasty czarny dywanik. Oprócz jaśków i tego jednego zdjęcia w pokoju nie było żadnych innych ozdób. Zastanawiało mnie to czy to dlatego, że Hope ich nie lubiła, czy dlatego, że nie czuła się tu jak u siebie. W chwili, gdy skończyła się piosenka, drzwi otworzyły się, a w nich stanęła Hope, owinięta w biały ręcznik, ze szczoteczką w usta i biała pianą wokół nich. Na mój widok stanęła w pół kroku.
-Co ty tu robisz? - Wybełkotała. Uśmiechnąłem się szeroko i oparłem się o biurko.
-Mamy do zrobienia projekt  z biologii, pamiętasz?
-Mogłeś mnie uprzedzić!
-Wtedy nie było by całej tej zabawy. Sama kazałaś mi zdobyć adres, a więc jestem. - Mrugnąłem do niej i przeniosłem się na łóżko, rozłożyłem się wygodnie i posłałem jej swój najbardziej olśniewający uśmiech. - Idź dokończ... To co robiłaś - Otaksowałem ją wzrokiem wcale tego nie ukrywając.- A ja poczekam.- Widziałem jaka jest wściekła, ale to tylko bardziej mnie bawiło. Obróciła się na pięcie, wróciła do łazienki i zatrzasnęła za sobą drzwi.