wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 8




''Home is just a word
Without a time or place
I've fallen in and out of love
With the loneliness I've traced

And I can't wait to start again
No, I can't wait to start again
When the darkness and unknown become a friend
No, I cant wait to start again

The voice of a thousand whispers
With answers I cant find
I made promises to the wounded love 
And the corner of my mind
And the night before has left you
And the smoke has filled your lungs
When you don't know what you've come here for or the person you've become''


Reszta tygodnia minęła raczej spokojnie, bez żadnych wpadek, kłótni czy bijatyk. Przez ten tydzień zachowywałam się prawie jak zwyczajna dziewczyna nie licząc kilku spotkań ze Scottem, które za każdym razem kończyły się w moim łóżku. Na lekcji biologii zamieniłam kilka zbytkowych słów z Dru, ale raczej trzymając go na dystans, choć gdy dziś na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek, zaczęłam delikatnie wypytywać o co chodzi, ale tym razem to on unikał rozmowy ze mną. Zaniepokoiło mnie to i w głębi ducha miałam nadzieje, że nie chodzi o mnie. Na jutro umówiłam się z Emily, że wyskoczymy gdzieś razem, a w niedziele obiecałam Rose, że pomogę jej w wyborze nowych mebli do kuchni. Stwierdziła, że musi koniecznie wydać na coś trochę zaoszczędzonych pieniędzy, a ponieważ teraz nie ma Luisa mogła robić co chciała, a ja postanowiłam ją w tym wspierać.
-Czyli jutro aktualne? - Zagadnęła Emily, gdy przebierałyśmy się w szatni po wuefie. - Zerknęłam na nią i uśmiechnęłam się lekko.
-Jasne. - Puściła mi oczko i ściągnęła przepoconą, trochę za luźną, biało-czarną koszulkę z logom jakiegoś zespołu przez głowę. Z ledwością powstrzymałam się, by nie syknąć przez zęby. Na jej żebrach widniał ogromny zielono-fioletowy siniak i kilka mniejszych na płaskim brzuchu. - Co ci się stało? - Spytałam szeptem. Gdy zdała sobie sprawę o co pytam szybko założyła beżowy sweterek.
-Na zawodach jedna z dziewczyn niechcący mnie skopała podczas rozgrzewki. - Wytłumaczyła pośpiesznie. Wiedziałam, że kłamie ponieważ jej oczy od razu zgasły, a w kącikach ust zaczaił się niepokój. - Wymusiłam lekki uśmiech, by jej nie wystraszyć.
-Musiała ci nieźle przywalić. - Skomentowałam, odwracając wzrok.
-Myślę, że chciała pozbyć się konkurencji. - Związała czerwone włosy. - Musze lecieć. Do jutra. - Nie czekając na mnie wypadła z szatni, jak oparzona.
-Do jutra. - Wyszeptałam za nią i przebrałam się w codzienne ciuchy. Nie mogłam tego tak zostawić, gdy już miałam dowody na to, że ktoś ją krzywdzi, tyle, że nie miałam pewności, że to jej chłopak. Musiałam dowiedzieć się czegoś więcej. Wyszłam ze szkoły, a czerwona czupryna Em rzuciła mi się od razu w oczy, gdy stała z jakimś chłopakiem na parkingu.  Chłopak górował nad nią dobre dziesięć centymetrów. Był dobrze zbudowany, a na jego głowie malował sie niewysoki czarny irokez. Wyglądał groźnie i gdy jego ręką wylądowała w mocnym uścisku na ramieniu Em nie miałam wątpliwości, że ten sinika to jego sprawka. W jego ruchach kryła się brutalność.

***

Byłem z siebie dumny. Zdobyłem adres Hope i nawet nie musiałem się specjalnie wysilać. Podziałał mój urok osobisty. Wmówiłem sekretarce, że Hope zostawiła telefon na lekcji i z dobrego serca postanowiłem zwrócić jej go, ale nie znałem adresu. Po chwili namawiania ugięła się, ale kazała obiecać, że nikomu więcej go nie podam. Z szerokim uśmiechem wyszedłem z sekretariatu nim zdążyła coś zwęszyć. Wróciłem szybko do domu, wziąłem prysznic i przebrałem się. W drodze do wyjścia zahaczyłem o sypialnie mamy. Wyglądała marnie z rozczochranymi włosami i podpitymi oczami. Na jej szafce nocnej stał kieliszek czerwonego wina.
-Hej mamo.  -Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
-Hej Dru.
-Wychodzę. Potrzebujesz czegoś? - Pokręciła leniwie głową.
-Wrócisz na kolacje? Mają wpaść znajomi twojego ojca. - Zazgrzytałem zębami. Ojciec wiedział w jakim stanie jest mama i zamiast jej pomóc wolał zapraszać swoich nudnych, sztywnych znajomych na kolacje.
-Nie wiem mamo. Musze zrobić projekt na biologie.
-Och. Mam nadzieje, że się wyrobisz, bo inaczej nie będę miała z kim pożartować. - Mrugnęła do mnie, a ja mimo woli zaśmiałem się cicho.
-Dobrze, postaram się. Pa.
-Baw się dobrze! - Rzuciła za mną ochrypłym głosem, a mi tylko ścisnęło się gardło. Tak bardzo chciałem by wróciła ta kobieta, która mnie wychowała.

Przed domem Hope znalazłem się w dziesięć minut. Jej okolica nie wyglądała na ekskluzywną więc moje audi kiepsko wpasowywało się w otoczenie, ale nie przejmując się tym czy mi zwiną auto wysiadłem z niego i stanąłem przed piętrowym domkiem obitym deskami w odcieniu brudnej bieli. Na niewielki ganek prowadziły drewniane schodki. Wspiąłem się po nich i zapukałem do obdrapanych drzwi. Po kilku chwilach w przejściu pojawiła się jakaś kobieta. Na mój widok uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Dzień dobry. - Wydukałem.
-Dzień dobry. - Wyglądała na dosyć młodą. Ciemno brązowe włosy upięte miała w luźny kok na czubku głowy, Na sobie miała powycieraną czerwoną koszule w kratkę, wsuniętą w czarne spodnie. Wyglądała na zmęczoną życiem. Zdradzały ją podkrążone oczy i skóra pozbawiona blasku, która przybrała już odcień szarości.
-Jest Hope? - Spytałem, a ona wpuściła mnie do środka. - Jej duże niebieskie oczy i spiczasty podbródek zdradzały, że jest spokrewniona z czarnowłosą.
-Tak, a ty kim jesteś?
-Dru - Wyciągnąłem w jej stronę rękę, która lekko uścisnęła. - Mamy do zrobienia projekt na biologie. - Wyjaśniłem.
-Ach! Hope nic nie wspominała,a le to chyba norma. - Uśmiechnęła się i wskazała na schody. - Jest u siebie. - Skinąłem i cicho wbiegłem na górę. Domyśliłem się, że jej pokój znajduję się za drzwiami, zza których dobiegała przyciszona muzyka. Bez pukania wszedłem do pokoju. W międzyczasie nawiedziła mnie wizja nagiej Hope, ale bardzo szybko wyrzuciłem ja z głowy. Na przeciwko wejścia stał niewielki drewniany regalik, wypełniony po brzegi książkami. Obok znajdowało się biurko w tym samy jasnym odcieniu co biblioteczka, na którym stał stary model laptopa, kubeczek z długopisami, stare radio, z którego wydobyła się głos jakiegoś faceta mówiącego: ''I start to forget, how my heart gets torn, when that hurt gets thrown
feeling like you can't go on'' i niewielka ramka ze zdjęcie. Podszedłem do biurka, po drodze potykając się o torbe Hope i cicho klnąc pod nosem. Wziąłem ramkę w dłonie i przyjrzałem się zdjęciu w środku. Na fotografii znajdowały się dwie osoby. Kobieta z czarnymi włosami i olśniewającym uśmiechem trzymająca w ramionach swoją małą kopię. Od razu rozpoznałem Hope i mogłem założyć się, że ta kobieta to jej mama, a więc kim był niebieskooka na dole? Odstawiłem ramkę na miejsce i zacząłem dalej rozglądać się po pokoju. Na ścianie, na której znajdowało się biurko i regalik było niewielkie, uchylone okno, a w rogu stał mały telewizor. Na przeciw okna stało łóżko, zasłane czarno-fioletową pościelą i kilkoma różnokolorowymi jaśkami. Po jednej stronie łóżka stał mały, czarny stolik na kółkach o po drugiej szafka nocna, na której znajdowała się lampka nocna, i kilka świeczek. Między łóżkiem a średniej wielkości, otwartą szafą znajdowały się białe, zamknięte drzwi. Ściany pokoju pomalowane były szampański odcień bieli, a na drewnianej podłodze leżał futrzasty czarny dywanik. Oprócz jaśków i tego jednego zdjęcia w pokoju nie było żadnych innych ozdób. Zastanawiało mnie to czy to dlatego, że Hope ich nie lubiła, czy dlatego, że nie czuła się tu jak u siebie. W chwili, gdy skończyła się piosenka, drzwi otworzyły się, a w nich stanęła Hope, owinięta w biały ręcznik, ze szczoteczką w usta i biała pianą wokół nich. Na mój widok stanęła w pół kroku.
-Co ty tu robisz? - Wybełkotała. Uśmiechnąłem się szeroko i oparłem się o biurko.
-Mamy do zrobienia projekt  z biologii, pamiętasz?
-Mogłeś mnie uprzedzić!
-Wtedy nie było by całej tej zabawy. Sama kazałaś mi zdobyć adres, a więc jestem. - Mrugnąłem do niej i przeniosłem się na łóżko, rozłożyłem się wygodnie i posłałem jej swój najbardziej olśniewający uśmiech. - Idź dokończ... To co robiłaś - Otaksowałem ją wzrokiem wcale tego nie ukrywając.- A ja poczekam.- Widziałem jaka jest wściekła, ale to tylko bardziej mnie bawiło. Obróciła się na pięcie, wróciła do łazienki i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz