środa, 25 lutego 2015

Rozdział 10


''It's so loud inside my head
With words that I should have said
And as I drown in my regrets
I can't take back the words I never said
I never said
I can't take back the words I never said
Always talking shit
Took your advice and did the opposite
Just being young and stupid
I haven't been all that you could've hoped for
But if you'd held on a little longer

You'd have had more reasons to be proud''


Zanim Dru wyszedł porozmawialiśmy jeszcze chwilę i zaproponował, że może przyjeżdżać po mnie rano i odwozić do szkoły. Ja się nie zgodziłam, a on powiedział, że i tak przyjedzie. Gdy usłyszałam, jak jego auto odjeżdża spod domu wpadłam w panikę. Zastanawiałam się co ja najlepszego narobiłam. Przecież doskonale wiedziałam, że taki układ nie wyjdzie. Przerażało mnie to, że on myśli, że jestem dobra, a ja nie chciałam pokazywać mu swojej prawdziwej twarzy. Nie rozumiałam co jest w nim takiego, że bałam się przyjaźni z nim. Przecież Emily i Scott zajęli jakieś miejsce w moim życiu i nawet przed tym się nie broniłam, ale z Dru było inaczej. Zupełnie inaczej. Zaczęłam chodzić w tę i z powrotem po pokoju, nerwowo obgryzając paznokcie. Chciałam to wszystko odwrócić. Strach przed tym, że on pozna mnie taką jaka jestem obezwładniał mnie. Wariowałam. Czułam się tak, jakbym miała zaraz eksplodować. Dopadłam do szafki nocnej i z jednej z szuflad wyciągnęłam jedno ze swoich metalowych, kolorowych pudełeczek. Otworzyłam je i wysypałam na dłoń kilka białych tabletek. Puste z powrotem wrzuciłam do szuflady i poszłam do łazienki. Włożyłam do ust wszystkie tabletki i popiłam wodą z kranu. Wzięłam głęboki oddech, próbując powstrzymać niewyjaśnione łzy, które napłynęły mi do oczu. W tej chwili nienawidziłam całego świata. Nienawidziłam swojej przeszłości i nienawidziłam tego kim jestem, bo czułam, że nie jestem zbyt dobra dla tego chłopaka. Kopniakiem zatrzasnęłam drzwi od łazienki. Z szafki z lustrem nad umywalką wyciągnęłam biało-czerwoną ściereczkę i usiadłam na wannie. Wpatrywałam się w żyletkę w mojej dłoni i łzy, które skapywały na bladą skórę. Podwinęłam rękaw swetra i moim oczom ukazał się nadgarstek pokryty bliznami. Brzydziłam się tego, a mimo to przyłożyłam ostrze do skóry i jak zaczarowana zaczęłam wypuszczać z siebie ten ból, który krył się pod powierzchnią.

***

Siedziałam na mięciutkim dywanie w salonie i bawiłam się swoimi  lalkami. Jedna z nich miała przepiękne, ciemne, długie włosy, jak mamusia i ja też marzyłam o tym by takie mieć. To była moja ulubiona zabawka. Tak bardzo ją kochałam, że zawsze z nią spałam. Tak bardzo przypominała mi mamusie, że nigdy nie chciałam się bez niej ruszać. W telewizorze leciała jedna z bajek, które w ogóle mnie nie interesowały, ale dźwięk był wyciszony, na szklanym, nowym stoliku, nowym ponieważ poprzedni popsuł się, gdy uderzyłam w niego główka stał komputer mamy, z którego leciała, jakaś smutna piosenka. Wiedziałam, że jest smutna, bo rozumiałam znaczenie niektórych słów, ale bardzo ją lubiłam i mamusia tez bardzo ją lubiła. Chciałam podrapać się po główce, ale zapomniałam o bandażu, którym miły pan doktor ją obwiązał, więc moje paluszki trafiły, na nieprzyjemny materiał i tylko skrzywiłam się z bólu, gdy niechcący dotknęłam ranki. Zdenerwowana odłożyłam lalkę na kanapę i podreptałam do mamusi. Powiedziała, ze musi wziąć kąpiel. Zapukałam cichutko, ale nie odpowiedziała, więc pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Mamusia, obwiązana w biały ręcznik siedziała na wannie, a z jej ręki na podłogę kapała krew. Przestraszyłam się.
-Mamusiu! - Krzyknęłam i podbiegłam do niej. Zaskoczona podniosła głowę do góry i spojrzała na mnie smutno.
-Hope co ty tu robisz? Nie powinnaś wchodzić.
-Co ci się stało? - Spojrzała na swoją rękę i pokręciła wolno głową.
-To nic takiego kochanie. - Przygarnęła mnie do siebie i mocno przytuliła.
-Dlaczego leci ci krew? - Spytałam smutnym głosem.
-Bo bolało mnie serduszko. - Szepnęła.
-Gdy boli serduszko to leci krew z reki? - Nie miało to dla mnie sensu. Zaśmiała się cicho.
-Tak jakby, ale tylko tym którzy są naprawdę wrażliwi i smutni i nie potrafią poradzić sobie z tym bólem.
-Jesteś smutna? 
-Już nie. - Pocałowała mnie we włosy i wstała, ciągnąc mnie za sobą. - Co powiesz na ciasteczka?
-Same je upieczemy? - Spytałam z nadzieją.
-Oczywiście Hope. - Ucieszyłam się bardzo i wyszłam z mamusią za rękę z łazienki.
-Lubie piec ciasteczka.
-Ja tez kochanie.

***

W sobotę Em napisała, że nie możemy się spotkać i ja wiedziałam już, że stało się coś złego i postanowiłam porozmawiać z nią o tym w poniedziałek, bo przecież tak robią przyjaciele prawda? By nie siedzieć sama wieczorem zaprosiłam Scotta, bo Rose miała nocną zmianę. Wciąż czułam dziwny niepokój po piątkowej rozmowie z Dru więc poprosiłam Scotta by wziął ze sobą trochę zioła. Gdy przyszedł zapaliliśmy jointa i śmieliśmy się zupełnie bez powodu, później zjedliśmy wszystko co było w lodówce i poszliśmy do łóżka. Po dzikim seksie i kolejnym joincie wzięliśmy wspólną kąpiel i ruszyliśmy na miasto. Nie pamiętam, jak do tego doszło, ale obudziłam się nie w swoim łóżku i na pewno nie u boku Scotta. Spojrzałam na chłopaka leżącego obok mnie i uśmiechnęłam się z ulgą. Był uroczy i chyba był w moim wieku. Miał zamknięte oczy i lekko rozchylone usta. Była pewna, że leży nagi pod kołdrą tak, jak ja, a zużyta prezerwatywa leżąca na podłodze nieopodal utwierdziła mnie w przekonaniu, że doszło do czegoś więcej niż miła rozmowa. Wypełzłam z łóżka i ubrałam się we wczorajsze ciuchy. Zegarek w kuchni wskazywał dziesiątą rano. Za dwie godziny Rose powinna się obudzić i z godnie z obietnicą miałam zamiar pomóc jej w odnowieniu kuchni nawet jeśli miałam okropnego kaca. Bez pożegnania z uroczym, metrem wróciłam do domu. Wzięłam szybki prysznic i z przerażeniem odkryłam, że moja szyja całą usypana jest malinkami. Bez zastanowienia włączyłam czarny golf i futrzarzy bezrękawnik. Na dworze zaczynało robić się zimno, niedługo powinna przyjść jesień. W pościeli odnalazłam swój telefon i zadzwoniłam do Scotta. Odebrał po trzecim sygnale.
-Halo? - Jego głos był zaspany.
-Hej Scotti. Jak tam? - Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam ciche jęknięcie. - Czyżbyś nie był sam? - Zaśmiał się.
-Obok mnie leży jakaś blondyna. - Wyjaśnił.
-Jak to się stało, ze skończyliśmy osobno?  -Spytałam i zeszłam na dół. Wstawiłam wodę na herbatę, a z lodówki wyjęłam sok pomarańczowy.
-Gdy znaleźliśmy się na jakiejś domówce... Nawet nie pytaj jak, zaczęłaś tańczyć z jakimś małolatem i w końcu zniknęłaś mi z oczu, więc znalazłem sobie pocieszenie. - Westchnęłam ciężko.
-Wybacz. - Odkręciłam sok, ale okazało się, że karton jest pusty, więc wyrzuciłam go.
-Nie ma sprawy i tak to była fajna noc. - Uśmiechnęłam się do siebie. - Jak się czujesz?
-W porządku. 
-Nie pytam o kaca Hope. Wczoraj byłaś jakaś dziwna. Miałaś okropne parcie by zapomnieć o całym świecie. - Zadrżałam, bo miał racje. Chciałam zapomnieć tyle że nie o całym świcie a o tym kim jestem.
-Miałam tylko zły dzień. - Wyjaśniłam i zalałam dwa kubki gorącą wodą. - Muszę kończyć. Rose zaraz wstanie. Pa pa.
-Pa Hope. - Wcisnęłam czerwoną słuchawkę i schowałam telefon w tylną kieszeń jeansów, a w tym samym momencie w kuchni pojawiła się rozczochrana Rose.
-Hej. - Przywitała się siadając przy stole. Postawiłam przed nią parujący kubek i usiadłam naprzeciwko.
-Gotowa na zakupy? - Spytała z entuzjazmem. Naprawdę cieszyłam się na ten dzień, bo tak naprawdę nigdy w taki sposób nie spędzałyśmy razem czasu.
-Myślałam, że się rozmyślisz. - Wyznała z nad kubka.
-Nigdy. Nienawidzę tego koloru. - Wskazałam na ściany kuchni, które były pomalowane na odcień zgniłej zieleni.
-Ja też. - Przyznała i uśmiechnęła się szeroko.
-W takim razie pij szybko herbatę, weź prysznic i ruszamy. - Upiłam łyk słodkiego napoju i mrugnęłam do niej.
-Lubie cię taką. - Szepnęła. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Jaką?
-Szczęśliwą.
-Och. Ja też. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i zaczęła pic herbatę, a ja naprawdę dziś byłam szczęśliwa.

To był jeden z najlepszych dni w moim życiu. Do domu wróciłyśmy dopiero wieczorem, ale wciąż byłyśmy pełne energii. Przebrałyśmy się w jakieś niepotrzebne ciuchy. Zrobiłyśmy śmieszne papierowe czapeczki i odsunęłyśmy wszystkie szafki w kuchni od ścian i zaczęłyśmy malować je na głęboki pomarańczowy kolor. Świetnie się przy tym bawiłyśmy. Rose zaszalała i wybrała także nawy komplet mebli, które przyjechały godzinę później. Stare opróżniłyśmy z naczyń i resztek jedzenia i poprosiłyśmy dostawców by zabrali je ze sobą. Uprzejmie się zgodzili. Nowe szafki były w kolorze ciepłego brązu i idealnie pasowały do pomarańczowego koloru ścian. Złożenie ich i ustawienie zabrało nam najwięcej czasu, ale efekt końcowy był świetny.  Zmęczone, brudne i zadowolone usiadłyśmy na podłodze z chińszczyzną i podziwiałyśmy naszą nową kuchnie.
-Jest świetna. - Przyznała Rose, wkładając do ust kurczaka.
-To będzie moje ulubione pomieszczenie w całym domu. - Szepnęłam i z ciężkim westchnieniem oparłam się o ścianę.
-Cieszę się, że mi w tym wszystkim pomogłaś.
-Ja też. Naprawdę świetnie się bawiłam. - Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się łagodnie.
-Wybacz, że nigdy wcześniej nie zadbałam o to byśmy spędzały ze sobą trochę więcej czasu.
-Przestań Rose, pewnie i tak bym ci na to nie pozwoliła. - Lekko kiwnęła głowa.
-Co się zmieniło? Chodzi o Luisa? - Spuściłam wzrok na swoje umorusane dłonie.
-Nie. Może trochę. Nie wiem, ale czuje, że trochę się zmieniłam. Poznałam nowych przyjaciół...
-Chodzi o tego chłopca.- Moje serce zatrzymało się na wspomnienie Dru, bo cały dzień o nim nie myślałam.
-Nie wiem. Rose, chyba trochę się pogubiła w tych stosunkach między ludzkich.
-Nigdy nie byłaś zbyt towarzyska.
-Wiem, a teraz mam dwóch nowych przyjaciół. Nawet nie wiem jak to się stało. - Zaśmiała się cicho, więc spojrzałam na nią.
- Może w końcu zaczęłaś odczuwać samotność.
-Może.
-Żałuje, że nigdy ci nie pomogłam. - Jej głos brzmiał smutno.
-W czym?
-Powinnam posłać cię do psychologa czy kogoś takiego, a zamiast tego wolałam myśleć, że sama sobie poradzisz z tym wszystkim. - Poczułam, że jej żal w głosie łamie mi serce. Przysunęłam się do niej i pierwszy raz w życiu ją przytuliłam.
-Myślę Rose, że nikt i tak by mi nie pomógł. - Wyznałam cicho i aż zadrżałam, bo własnie głośno przyznałam, że mam ze sobą problem. - A po za tym nie cofniesz czasu, więc się tym nie przejmuj.
-Och Hope, bardzo cie kocham. Cieszę się, że ze mną zamieszkałaś. - Poczułam, ze płacze więc mocniej ją objęłam.
-Ja też cie kocham, nawet nie wiesz jak bardzo. - Po chwili dokończyłyśmy jedzenie, posprzątałyśmy trochę i każda poszła do siebie. Wzięłam długą kąpiel i pierwszy raz od bardzo dawana usnęłam bez żadnych tabletek naprawdę szczęśliwa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz