wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 9


''Loosing sleep and all my faith
In these promises that I take

Lay me down with a smile
To drown in the rain

So give me love and all your hate 
Tell me lies in fifty shades
Lay me down for awhile 
Get lost in the grey''

Boże, Boże, Boże! On tu jest! Przyszedł. Naprawdę przyszedł, czyli coś było na rzeczy.Chryste on miał dziewczynę i wprawdzie jeszcze się do mnie nie zalecał, ale jeżeli to zrobi... Jeżeli będzie mnie podrywał, lub stwarzał dwuznaczne propozycje co mam zrobić? Opłukałam buzię i spojrzałam w lustro. Moje oczy wyglądały na wystraszone, a mokre włosy pozostały w nieładzie.
-Ogarnij się Hope. - Wyszeptałam do siebie. Wciąż byłam w ręczniku, ponieważ miałam zwyczaj ubierać się w pokoju, więc nie zabrałam ze sobą ubrań. Cholera. Jeżeli tam wyjdę w samym ręczniku na pewno przyjrzy mi się uważniej i zauważy pokaleczone nadgarstki, a wtedy na pewno zapyta skąd to mam. A ja nie chciałam by wiedział. Tylko Scott miał świadomość co sobie robię i nie mógł tego powstrzymać. Nikt nie mógł. Zacisnęłam dłonie w pięści i wyszłam z łazienki. Podobało mu się, gdy mnie denerwował i zaskakiwał, więc ja też mu utrę trochę nosa.
-Już? - Spytał, podpierając się na łokciach. Nie powinnam o tym myśleć, ale całkiem dobrze wyglądał wyciągnięty na moim łóżku.
-Musze się jeszcze ubrać. - Oznajmiłam, a jego brwi powędrowały do góry. Odwróciłam się do niego plecami, czując jak przesuwa po mnie wzrokiem i spuściłam ręcznik w dół. Usłyszałam jak z sykiem wciąga powietrze i uśmiechnęłam się szeroko. Nieśpiesznie wyciągnęłam z szafy luźny T-shirt leginsy i ciepły sweterek i ubrałam się. Gdy skończyłam z powrotem odwróciłam się do niego twarzą z niewinną mina.- Już. -szepnęłam. Na jego policzkach odmalował się wielki rumieniec, co bardzo mnie cieszyło. Odchrząknął i spojrzał mi w oczy.
-Masz ładne ciało. - Skwitował i uśmiechnął się lekko.
-Dziękuje. - Mimo woli poczułam się doceniona, bo sama osobiście nienawidziłam swojego ciała. - No więc masz jakiś pomysł na projekt?
-W prawdzie to nie.
-Więc po co przyszedłeś? - Odwrócił wzrok i utkwił go w ramce na biurku.
-Pomyślałem, że wymyśli coś razem. - Kłamał.
-Mówiłam już że mnie to nie interesuje. Nie wiele obchodzi mnie szkoła. - Wyjaśniłam kładąc się obok niego.
-Dlaczego? Co zamierzasz robić w przyszłości? - Spojrzałam w sufit.
-Nie wiem. - Szepnęłam. Nie planowałam nic na dłuższą metę, bo nie wiedziałam czy dożyję dnia zakończenia szkoły.
-Nie masz żadnych planów? - Odwróciłam głowę w jego stronę. Wpatrywał się we mnie z zaciekawienie, zaciskając usta.
-Nie.
-Każdy ma jakieś plany.
-Nie ja.
-Dlaczego? - W jego głosie pobrzmiewała dziwna nuta.
-Bo nie. - Powiedziałam trochę ostrzej, by uciąć temat. Nie zamierzałam mu się zwierzać,
-Dlaczego wciąż uciekasz przed rozmową?
-Już mówiłam, że nie mam ochoty cie poznawać. - Przekręcił się na bok i wbił we mnie badawcze spojrzenie.
-A ja ci nie wierzę - Wyszeptał co mnie zaskoczyło. - Moim zdaniem po prostu boisz się do kogokolwiek zbliżyć.
-Nie masz prawa mnie osądzać. - Uśmiechnął się przelotnie.
-Czyli zgadłem.- Zacisnęłam zęby, by nie wybuchnąć.
-Czego ty chcesz Dru? Bo ja nie mam zamiaru dać ci niczego.- Warknęłam. Przymrużył oczy, ale wciąż na mnie patrzył.
-Chce tylko trochę cie poznać.- Wychrypiał. Przyjęłam ta samą pozycje co on, wiec patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
-A ja nie chce z nikim dzielić się sobą. - Z westchnieniem irytacji, przekręcił się na plecy.
-Czego się boisz? - I to było dobre pytanie. Czego się bałam? Przecież z łatwością mogłam zaciągnąć go do łóżka, wykorzystać i porzucić... Chyba, że w między czasie zakocham się, a on mnie zrani. Ludzie lubią ranić. Przemielić cie i wypluć. Po bliższej znajomości zazwyczaj zostajesz tylko nic nie wartym, żałosnym śmieciem. Gorzej jeżeli on się zakocha i będzie chciał wiedzieć o mnie wszystko. Będzie chciał znać moją przeszłość, teraźniejszość. Będzie chciał wiedzieć jaka jestem naprawdę, dlaczego się tnę, biorę i pije. Dlaczego nie pozwalam się zbliżać ludziom. Będzie chciał mnie, a ja będę musiała go odtrącić i przez resztę życia będę zastanawiać się czy dobrze zrobiłam, że nie zaryzykowałam.
-Niczego. Po prostu nie interesują mnie bliższe relacje.
-A twój chłopak? - Zerknęłam na niego zaskoczona.
-Nie mam chłopaka.
-A ten chłopak z przed szkoły? - Zaśmiałam się, gdy zrozumiałam o kogo chodzi.
-To Scott. Nie jest moim chłopakiem, tylko przyjaciele z benefitami - Wytłumaczyłam.- I on jest wyjątkiem.
-A ta czerwonowłosa? Chyba nazywa się Emily, tak?
-Skąd o niej wiesz? - Wzruszył ramionami.
-Widziałem, jak rozmawiacie, a ty nie rozmawiasz z wieloma ludźmi.- Westchnęłam.
-Dobrze, nie interesują mnie bliskie relacje z nikim prócz Em i Scotta. - Zerknął na mnie oburzony.
-To dlaczego ja nie mogę do nich dołączyć. Przecież ze mną rozmawiasz, a nawet zaprosiłaś mnie do siebie, a teraz leżę w twoim łóżku. To chyba coś znaczy. - Wybuchnęłam szczerym śmiechem.
-Nie zaprosiłam cie tu.- Jego spojrzenie złagodniało.
-Masz bardzo ładny śmiech. - Od razu spoważniałam i spiorunowałam go wzrokiem. - Nie lubisz jak ktoś cie komplementuje?
-Lubię.
-To czemu robisz taką minę? - Spróbował mnie naśladować, co znów mnie rozśmieszyło.
-Bo próbuje ci wytłumaczyć, że prócz szkolnej ławki nie będzie między nami nic więcej. - Zrobił naburmuszoną miną.
-A ja wciąż nie rozumiem dlaczego. - Wyglądał uroczo. Nie rozumiałam dlaczego tak bardzo mu na tym wszystkim zależy. Miał dziewczynę, a jakoś nie mogłam uwierzyć, że chce tylko przyjaźni.
-Bo nie jestem człowiekiem, na którego warto marnować czas.- Wyznałam i naprawdę tak myślałam. Byłam raczej marnym istnieniem. Niczym więcej.
-I tu się z tobą nie zgadzam Hope. Gdybyś nie była warta czegoś więcej niż kilka słów na pewno bym to wiedział, a wydaje mi się, że jesteś cenniejsza niż  powietrze, którego potrzebujemy, by te kilka słów wypowiedzieć. - Zadrżałam pod jego słowami. Boże. Dlaczego on musiał to robić? Dlaczego próbował mnie złamać.
-Mylisz się Dru. Nawet nie wiesz, jak bardzo.- Byłam tylko cieniem Hope, która powinna istnieć. Przysunął się do mnie i szepnął mi do ucha:
-Nie możesz się ze mną sprzeczać. Chce sam poznać jaka jest prawda o tobie. Tylko mi na to pozwól. - Zacisnęłam zęby i zerwałam się z łóżka. Czułam się tak okrutnie... Smutna. Spojrzałam na niego z zrozpaczoną miną. Wyglądał na zdezorientowanego.
-Nie możesz. - Szepnęłam kręcąc głową. - Wróć do swojej dziewczyny i zostaw mnie w spokoju.
-Nie skrzywdzę cie. - Zsunął się do krawędzi łóżka i usiadł. Zaśmiałam się bez krzty humoru.
-Nie możesz być tego pewien. Ludzie krzywdzą z reguły.- Posłał mi pobłażliwe spojrzenie za co miałam ochotę go uderzyć.
-Zawsze są odstępstwa od reguł. - Westchnęłam ciężko i podeszłam do biurka i utkwiłam wzrok w zdjęciu moi z mamą. Nawet ona mnie skrzywdziła choć tak bardzo ją kochałam, a ona mnie. Ludzie mają krzywdzenie we krwi. Tak po prostu jest.
-Przyjaźń polega na dzieleniu się sekretami, ufaniu sobie, na oddaniu kawałka siebie tej drugiej osobie, a mnie już nie wiele zostało. Nie chce dzielić się z tobą swoimi tajemnicami. Nie chce ci ufać. Nie chce cie na przyjaciela.Bo nie chce ryzykować, że znów stracę część siebie. Rozumiesz?

***

Chyba jeszcze nie słyszałem nikogo kto tak smutno by brzmiał. Mimo wszystko serce mi się krajało, gdy patrzyłem na tą dziewczynę. Miała ze sobą większy problem niż się spodziewałem, ale to sprawiało, że jeszcze bardziej chciałem ja poznać. Dowiedzieć się co do tego doprowadziło i uleczy jej rany z przeszłości.
-Ale ja nie chce ukraść ci kawałka ciebie, jak chcesz mogę oddać większy kawałek siebie za nas dwoje. - Cień uśmiechu przemknął się przez jej twarz.
-Jesteś taki naiwny - Szepnęła. - Czemu tak bardzo ci na tym zależy?
-Bo jest w tobie coś co sprawia, że po prostu chce wiedzieć o tobie więcej. Chce z tobą rozmawiać, słuchać jak się śmiejesz, po prostu z tobą przebywać. - Odpowiedziałem bez zastanowienia.
-Wiesz, że to się nie sprawdzi?
-Czemu?
-Bo jak zauważyłeś nie jestem dobra w kontaktach między ludzkich i musiałbyś starać się dwa razy mocniej, bo ja nigdy nie okaże, że mi zależy i w końcu się poddasz, bo po co komu taka przyjaźń?
-Nie poddam się. Jestem bardzo uparty.
-Zauważyłam. - Jej ton był oschły. Wstałem i spojrzałem jej prosto w granatowe oczy.
-Hope. No proszę cie. Nic na tym nie stracisz. - Zacisnęła usta i odwróciła wzrok, który znów utkwiła w zdjęciu na biurku.
-Obiecujesz, że nigdy się nie poddasz i nigdy nie będziesz chciał niczego więcej niż przyjaźni? - Mimo woli uśmiechnąłem się lekko i szepnąłem:
-Obiecuje. - I w tej chwili już złamałem drugą obietnicę, bo patrząc na jej smutne oczy i zdesperowane spojrzenie, miałem ochotę ukoić jej ból i z całować spięcie z jej ust. - Obiecuje  Hope. - Wypuściła głośno powietrze.
-Okey, czyli jesteśmy przyjaciółmi?
-Tak. - Uśmiechnęła się szeroko i to był najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz