''(...)If you must weep,
do it right here in my bed as I sleep.
If you must mourn, my love,
mourn with the moon and the stars up above.
If you must mourn,
don't do it alone.''
Z radia
leciała jakaś melancholijna piosenka, pokój rozświetlała tylko marna lampka i
światło latarni, wpadające przez okno. Siedząc na podłodze, wysypałam trochę
koki na czarny, podrapany stolik. Odgarnęłam włosy na plecy i wciągnęłam biały
proszek. Otarłam nos i odchyliłam głowę do tyłu, czując rozkosz rozchodzącą się
po całym moim ciele. Przymknęłam
powieki, wsłuchując się w słowa piosenki: ‘’If you must die, sweetheart, die knowing
your life was my life’s Best part…’’. Zakołysałam się w rytm,
uśmiechając się pod nosem. Otworzyłam oczy I zerknęłam na Scotta, który był w
podobnym do mnie stanie. Wstałam, podeszłam do nie i usiadłam, na jego kolanach
okrakiem.
-Cześć. –
Wymruczałam, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. Pod palcami czułam przyspieszone
bicie jego serca.
-Hej. –
uśmiechnął się i złapał moją buzie w ręce. – Jesteś taka piękna. – Zaśmiałam
się, przytulając policzek do jego ciepłej dłoni. Mówię szczerze. –Jego
niebieskie oczy były szeroko otwarte. Nic nie mówiąc, pocałowałam go w usta ,
mocniej przywierając do niego swoim ciałem. Natychmiast odpowiedział
pocałunkiem, wplatając palce w moje długie, kruczoczarne włosy. Czułam
prawdziwą euforie i rządze. Zdarłam z niego koszulkę, pragnąc więcej jego
ciała. Po chwili ściągnęłam swój sweter i stanik. Między namiętnymi
pocałunkami, łapałam oddech i pozbywałam się kolejnych części garderoby. Nim
minęły dwie minuty, siedziałam na nim kompletnie naga. Żarliwie całował moja
szyje. Pragnęłam go tu i to w tej chwili.
-Scott nie
wytrzymam dłużej. – Zaśmiał się cicho i spojrzał na mnie, pieszcząc dłońmi moją
skórę na brzuchu.
-Jakaś ty
niecierpliwa.
-Oj
przymknij się. – Pochyliłam się i znów go pocałowała, unosząc do góry
biodra lekko na niego opadając. Przez
moje ciało przeszła kolejna fala rozkoszy.
Gdy rano się
obudziłam Scotta już nie było. W głowie huczało mi zapomnienie. Zerknęłam na
zegarek stający na szafce nocnej. Była siódma. Za godzinę powinnam stawić się w
nowej szkole. Nie miałam na to zbytniej ochoty, ale zwlekłam się z ciepłego
łóżka i poszłam wziąć prysznic. Po porannej toalecie, ubrałam się w czarny,
trochę rozciągnięty sweter i jeansy. Za oknem kropił deszcz, więc włosy
związałam w luźny kok. Cała moja szyja obsypana była malinkami.
-Dzięki Scott!
– Powiedziałam do pustego pokoju. Na stopy wciągnęłam trampki i z poprzecieraną
jeansową torbą zbiegłam na dół. Na kanapie z piwem w ręku siedział Luis, mój
wujek, a po kuchni krzątała się wiecznie zapracowana ciotka Rose.
-Wstałaś. –
Powiedziała na przywitanie, przecierając brudny blat.
-Jak widać
-Zjesz coś?
– Spytała z troską ale pokręciłam przecząco głową.
-Nie jestem
głodna. Pójdę już.
-Hope –
Zatrzymałam się w pół kroku i obejrzałam na nią. – Postaraj się by nie wywalili
cie i z tej szkoły. – Poprosiła zmęczonym głosem. Nic nie mówiąc po prostu
wyszłam. Deszcz przybrał na sile, ale nie miałam ochoty wracać się po kurtkę,
więc dzielnie dotarłam na przystanek, a potem autobusem dojechałam niemal pod
samą szkołę. Na widok ceglanej rudery z zakratkowanymi oknami zrzedła mi mina,
ale nie mogłam spodziewać się niczego lepszego. Z moimi aktami z poprzedniej
szkoły nie miałam szans na nic lepszego. Poprawiłam torbę na ramieniu i weszłam
na plac szkoły przez dużą czarną bramę. Mimo deszczu sporo dzieciaków kręciło
się po dworze, zebrani w zgranych kupkach gawędzili i śmiali się między sobą.
Nigdy nie należałam do takiej grupki. Zawsze byłam odludkiem, niemogącym się
dogadać z rówieśnikami. Nie wiedziałam czemu tak było, może przez to jak byłam
wychowana… W każdym bądź razie większością gardziłam, a najbardziej
wytapetowanymi , głupiutkimi dziewczynkami, które próbowały udawać lalki
Barbie. Może to była zazdrość, bo ja sama nigdy tak nie będę wyglądać, a może
po prostu zwykła nieuzasadniona nienawiść. Czułam na sobie spojrzenia innych,
ale doskonale nauczyłam się je ignorować. Miałam w dupie zdanie innych. Żadne z nich nie powie mi, jak mam żyć i ich opinia
na pewno nie pomoże mi w budowie mojej zaniżonej so oceny. By nie stac się ofiarą uniosłam głowę i patrząc
się prosto przed siebie, przeszłam przez plac i weszłam do szkoły. Wnętrze było
chłodne, pomalowane na beżowy kolor korytarze, obstawione były szafkami, a na
niektórych ścianach widniały nieudane grafity.
W białych dużych oknach których złaziła farba widniały żelazne kraty. Z
torby wygrzebałam plan lekcji. Pierwszy miałam angielski w klasie 20.
Przepychając się między uczniami, szłam wzdłuż korytarza szukając odpowiedniej
Sali. Każde z drzwi były pomalowane na obrzydliwi jasny odcień niebieskiego. Jeżeli
w ten sposób chcieli ocieplić wnętrze to im się to nie udało. Zadzwonił
dzwonek, a ja dotarłam na koniec korytarza i po chwili zastanowienia skręciłam
w prawo. Sala numer 20 była położona tuż za rogiem, naprzeciwko damskiej
łazienki, do której pospiesznie weszłam. Pomieszczenie było puste. W środku
znajdowały się trzy kabiny, trzy umywalki i jedno duże pęknięte lustro. Wytarłam rozmazaną kredkę pod oczami,
poprawiłam koka, z którego wyślizgnęło się kilka czarnych pasm i wróciłam na
korytarz. Drzwi do mojej klasy były otwarte, więc pośpiesznie przez nie
weszłam. Większość ławek była zajęta, a nauczyciel facet po czterdziestce z z
siwym wąsem i okularami w dużych oprawkach siedział za swoim biurkiem. Szybko
przemknęłam obok niego i zajęłam miejsce na tyłach klasy. Kilkoro uczniów odwróciło się za mną,
taksując mnie podejrzliwym wzrokiem. Czy ja przeżyje ten dzień?
-Witajcie
głąby – Zaczął wąsaty z przyjazną miną. – Mam nadzieje, że ten weekend
spożytkowaliście ucząc się do dzisiejszego sprawdzianu. – Cała klasa jęknęła. – Tak myślałem, ale nie
wywiniecie się z tego. – Uśmiechnął się i z szuflady biurka wyjął plik
zapisanych kartek. Przeszedł się po
klasie rozdając sprawdziany i na końcu zatrzymał się na mnie. –Jesteś nowa? – Skinęłam nic nie mówiąc. – Obrabialiście
ten materiał w przedniej szkole? – Pokazał mi sprawdzian. Obejrzałam go
pobieżnie i oddałam mu z powrotem.
-Nie mam
pojęcia. – Przyznałam. Rzadko bywałam w szkole, a szczególnie na angielskim.
-Rozumiem. Postaraj się to wypełnić. – Z powrotem
położył kartkę na mojej ławce i odszedł.
Wyjęłam długopis i z ponurą miną zaczęłam dokładniej czytać polecania,
ale będę szczera nie należę do kujonów.
Na trzeciej
lekcji dyrektor przysłał po mnie swoją młodziutką sekretarkę, która wyglądała
jak zimna suka, spoglądając na mnie chłodnym wzorkiem znad okularów w
niebieskich oprawkach. Gdy szłyśmy przez
korytarz echem niósł, się stukot jej czarnych szpilek o podłogę. Byłam pewna,
że się nie zaprzyjaźnimy.
- Dyrektor
Jenkins czeka na ciebie. – Powiedziała pani
suka wskazując drewniane drzwi, opatrzone niebieską plakietką z napisem Dyrekcja. Uśmiechnęłam się do niej
krzywo i weszłam do gabinetu.
Dyrektor Jenkins siedział za mosiężnym mahoniowym biurkiem, czytając zapewne
moją dokumentacje. Na dźwięk zamykanych drzwi uniósł wzrok znad papierów i
uśmiechnął się sztucznie,
-Witaj Hope.
– Przywitał się z wyraźnym brytyjskim
akcentem.
-Dzień
dobry. – Wydukałam cicho.
-Usiądź proszę
– Wskazała na fotel naprzeciwko siebie. Grzecznie zajęłam swoje miejsce, nie
spuszczając go z oczu. – Czytam właśnie twoje akta z poprzedniej szkoły. Jesteś…
Ciekawą uczennicą.
-Skoro pan
tak sądzi. – Oblizał wargi i odchylił się na swoim fotelu do tyłu, mierząc mnie
podejrzliwym wzrokiem.
-Często
wagarowałaś, byłaś nieuprzejma dla nauczycieli, twoje oceny także pozostawiały
wiele do życzenia… Zostałaś wydalona za pobicie innej uczennicy. – Moje brwi
powędrowały do góry.
-Tak, wiem.
-Nie
tolerujemy takich uczniów.
-W takim
razie czemu pan mnie przyjął?- Zaatakowałam, znużona jego gadką.
-Bo mam
nadzieje, że uda nam się przystosować cie do społeczeństwa.
-Uważa pan,
ze nie jestem przystosowana do społeczeństwa? – Byłam autentycznie wzburzona.
-Napadłaś na
tą dziewczynę zupełnie bez powodu…
-To nieprawda!
Ona mnie sprowokowała.
-Trafiła
przez ciebie do szpitala. – Zacisnęłam pieści, które spoczywały na moich
kolanach. Mimo lekkiego zamroczenie narkotykami świetnie pamiętałam ten dzień. Ta dziewczyna dostała dokładnie to na co
zasłużyła.
-Należało
jej się.
-Hope.
Ludzie przystosowani do społeczeństwa tak się nie zachowują.
-Nie zna pan
tej sprawy. – Warknęłam wkurzona.
-Wiem o niej
wystarczająco dużo. Jeżeli twoje postępowanie
się nie zmieni z tej szkoły także zostaniesz wydalona, rozumiesz? – Przymrużyłam
oczy i popatrzyłam na niego lodowato.
-Doskonale. –
Uśmiechnął się szeroko i opadł do przodu. Oparł łokcie na biurku i spojrzał mi
prosto w oczy.
-Pokładam w
tobie wielkie nadzieje Hope.
Wściekła
wyszłam z gabinetu dyrektora nie mówiąc do widzenia. Ten facet kompletnie
wyprowadził mnie z równowagi. Do końca
tej lekcji zostało jeszcze piętnaście minut.
Poprawiłam torbę na ramieniu i weszłam do damskiej toalety. Zamknęłam
się w jednej z trzech kabin i usiadłam
na sedesie. Z torby wyjęłam prostokątne
metalowe, kolorowe pudełeczko. Wyjęłam z niego niebieską tabletkę z wytłoczona uśmiechnięta
buźką i położyłam ją na języku.
Pudełeczko schowałam z powrotem a tabletkę popiłam resztkami wody
mineralnej. Do dzwonka siedziałam w kabinie, a po dzwonku wyszłam z toalety.
Korytarz był zatłoczony, ale na nikogo specjalnie nie zwracałam uwagi.
Niespiesznie ruszyłam pod klasę. Kolejną lekcją miała być biologia. Po przerwie, jak na każdej lekcji zajęłam
ostatnią ławkę i siedziałam cicho, bezmyślnie wpatrując się w nauczyciela. Biolożką była pani Tyler. Była koło pięćdziesiątki. Jasne blond włosy
upięte miała w ścisły kok, a wąskie usta pomalowane na czerwono. Jej nogi zdobiły buty na wysokim obcasie, a biodra
obcisła ołówkowa spódnica. Najwidoczniej nie pożegnała się jeszcze z młodością.
Pięć minut po dzwonku do klasy wszedł wysoki, brązowowłosy chłopak, z szeroki
uśmiechem.
-Przepraszam
za spóźnienie pani Tyler. – Wydukał, puszczając do niej oczko.
-Usiądź Dru.
– Nakazała srogo, ale uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Chłopak przeszedł na
tyły i stanął przy mojej ławce.
-Zajęłaś moje
miejsce. – Wyjaśnił, spoglądając na mnie wymownie. Posłałam mu krótkie obojętne
spojrzenie i nic nie mówiąc dalej siedziałam w ławce. – Rozumiem. – Westchnął i
usiadł obok mnie. Wcale mi się to nie podobało, ale nie miałam zamiaru robić
scen, jak jakaś aspołecznica. – Jestem Dru.
– Przedstawił się, wypakowując książki. To także zignorowałam i twardo
wpatrywałam się w nauczycielkę, która tłumaczyła coś o mitozie. – Zamierzasz mi
powiedzieć jak masz na imię? – Spytał chyba lekko zirytowany. Obróciłam głowę w jego stronę i szepnęłam w
jego stronę nieme Nie. Wydawał się
być zaskoczony, ale uśmiechnął się lekko i kiwnął głową, a potem zajął się
robieniem notatek, które mnie zupełnie nie obchodziły. Po kilkunastu minutach
ecstasy zaczęło działać, a ja miałam ochotę się śmiać. Zakryłam usta dłońmi i w
chwili kiedy Dru gryzmolił coś w zeszycie, zaczęłam go obserwować. Miał ładny profil. Prosty nos, lekko
zarysowana szczęka i wystające kości policzkowe. Po bliższych oględzinach zauważyłam
mały, czarny kolczyk w jego uchu.
Wydawał się mnie całkowicie ignorować, ale przyłapałam go na tym jak
kilkakrotnie zerkał w moją stronę. Był
przystojny na swój sposób i dzięki temu na pewno był łamaczem serc. W chwili kiedy
poczułam chęć przytulenia się do niego, szybko odwróciłam wzrok i odsunęłam się
na tyle ile to możliwe. Chyba nie powinnam łykać ecstasy tuz przed lekcją. Z każda chwilą serce mocniej kołatało mi w
piersi i czułam narastające gorąco, ale było mi wesoło. Ledwo powstrzymywałam się
przed wybuchnięciem śmiechu. Kiedy
lekcja dobiegła końca, szybko spakowałam swój pusty notatnik i wybiegłam z Sali.
Dru podążył za mną i kiedy wychodziłam na korytarz złapał mnie za przegub i
zmusił mnie tym bym się zatrzymała. Szybko wyrwałam się z jego uścisku,
posyłając mu wrogie spojrzenie. Cofnął się o krok, ale uśmiech nie znikł z jego
twarzy. Może on tez był naćpany? – To jak? Powiesz mi jak masz na imię? –
Spytał, a jego głos sprawił, że poczułam
przypływ niewyjaśnionej sympatii. Musiałam się szybko jakoś opanować. Kiedy już otwierałam usta mimo własnej woli
zadzwonił mój telefon. Dziękując bogu, odwróciłam się na pięcie i szybkim
krokiem oddaliłam się od chłopaka, przy okazji odbierając.
-Cześć Hope.
-Cześć Scott.
-Widzimy się
dziś?
-Jeżeli zaopatrzysz
mnie w dropsy.
-Zawsze do
usług.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń