niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 3



''Fly me up on a silver wing
Past the black where the sirens sing
Warm me up in the nova's glow
And drop me down to the dream below

'Cause I’m only a crack
In this castle of glass
Hardly anything there
For you to see
For you to see''


Po długiej, naprawdę długiej kąpieli, wyszłam z wanny i owinęłam się białym puszystym ręcznikiem. Spojrzałam na swoją rękę. Miałam ochotę sobie przywalić, ale zawsze tak było. Robiłam to, a potem żałowałam, a następnego dnia znów to robiłam. Byłam beznadziejna. Schowałam żyletę z powrotem w biało czerwoną szmatkę, na której pojawiły się nowe plamy, a potem położyłam ją w szafce nad umywalką. Grzebieniem rozczesałam mokre włosy i wróciłam do pokoju, trzymają w dłoni wciąż grający telefon. Komórkę rzuciłam na łóżko, ale przed tym spojrzałam na wyświetlacz. Była dziewiąta trzydzieści. Leciała własnie piosenka Eda Sheerana - The A Team.
''White lips, pale face
Breathing in snowflakes
Burnt lungs, sour taste
Light's gone, day's end
Struggling to pay rent
Long nights, strange me''
Przymknęłam oczy i zakołysałam się w jej rytm. Nie chciałam dziś siedzieć w domu. Nie miałam ochoty na kompletną samotność. Nie dziś. Nie wiedziałam dlaczego, ale dzisiejszą noc chciałam spędzić w tłumie ludzi. Wyciągnęłam z szafy ciemne rurki, szary top na długi rękaw z wyciętymi plecami i różowe stringi. Biały ręcznik odrzuciłam w kąt i szybko narzuciłam na siebie ciuchy. Wysuszyłam włosy i umalowałam oczy czarną kredką i tuszem do rzęs. Na nogi włożyłam sprane czarne trampki. Z torby wyjęłam prezent od Scotta i włożyłam do ust niebieską tabletkę. Pieniądze i telefon wsunęłam do przedniej kieszeni jeansów. Byłam gotowa. Chyba. Stanęłam przed lustrem i krytycznie przyjrzałam się swojemu odbiciu. Byłam żałosna. Narzuciłam na siebie czarną skórę i pospiesznie wyszłam z domu, unikając ponownego patrzenia w lustro. Przez pół godziny wałęsałam się po mieście szukając odpowiedniego miejsca, ale w końcu padło na ten sam klub co zawsze. W sumie nie wiedziałam co mnie do niego ciągnęło. Był trochę obskurny, muzyka była raczej nie w moim guście. Wszędzie wałęsały się naćpane dzieciaki, a po kątach obściskiwały się młode laski z jakimiś starymi dziadami. Jedyne co było dobre to drinki. Przecisnęłam się przez potok spoconych ciał i usiadłam przy barze na drewnianym, pomalowanym na czarno krzesełku. Zamówiłam tequile i od razu wypiłam zawartość kieliszka. Potem jeszcze dwie kolejki i na sam koniec zamówiłam piwo w butelce. Bursztynowy płyn wypiłam w połowie i ruszyłam na parkiet. W tle leciał nieznany mi kompletnie zespół, ale dzięki niebieskiej tabletce i procentom szybko i bez problemu wczułam się w rytm kompletnie zapominając o reszcie, a jednocześnie silnie odczuwając ich obecność... Wychodziło na to, że jestem lekko pieprznięta.

O wpół do drugiej w nocy, przynajmniej tak mi się wydaje, że była wpół do drugiej wylądowałam z jakimś dwudziestoczterolatkiem  u niego w mieszkaniu. Nasza konwersacja nie trwała długo i po pięciu minutach wylądowaliśmy na jego kanapie. Było miło, ale nie zaskakująco.Przytrafiali mi się lepsi, na przykład Scott. Rano zwlekłam się z kanapy wzięłam szybki prysznic i taksówką wróciłam do domu. Spakowałam torbę i teraz siedziałam na przeklętej lekcji biologi. Miałam niesamowitego kaca. Miałam wrażenie, że głowa mi eksploduje. Tak, jak wczoraj Dru spóźniony wszedł do klasy i zajął miejsce obok mnie. Moja sympatia do niego kompletnie wyparowała, razem z działaniem ecstasy.
-Kiepsko wyglądasz. - Skomentował. - Pewnie miałaś ciekawy wieczór. Ja pewnie bym nie przyszedł do szkoły...- Nawijał, a mój ból głowy rósł coraz bardziej. Miałam ochotę go zabić. - Radzę ci uważać na dyrektora. Jak zobaczy cie w taki stanie to będziesz mogła się pożegnać z tą szkołą. - Zamknęłam oczy i schowałam twarz w rekach. Boże, za jakie grzechy? - Wiesz, jak raz jakiegoś ucznia przyłapał na paleniu zwykłego szluga zawiesił go na dwa tygodnie...
-Zamknij się. - Warknęłam, kompletnie wykończona. Zachichotał.
-Czyli umiesz mówić. Dobrze wiedzieć. - Zerknęłam na niego zabójczym wzrokiem. Uśmiechał się szeroko i patrzył wprost na nauczycielkę. Drań. - To, jak zdradzisz mi swoje imię? Trochę tak głupio mi z tobą gadać, gdy nawet nie wiem, jak mam się do ciebie zwracać.- Wredny, obrzydliwy łajdak. Odwróciłam od niego wzrok i położyłam głowę na ławce. Zaraz umrę. Chciało mi się rzygać. W moim żołądku panował istny chaos. Zerwałam się na równe nogi, chwyciłam torbę i wybiegłam z klasy, nie zważając na krzyki nauczycielki. Dopadłam toalety, a potem sedesu i wydaliłam wszystko z wczorajszej nocy. A może nawet wszystko z całego tygodnia.  Czułam się, jak wrak.  Delikatnie mówiąc. Do przerwy przeleżałam na zimnych kafelkach, a po dzwonku zwlekłam się z podłogi i wyszłam na przepełniony korytarz. Tuż przy drzwiach do toalety stał Dru.
-Wszystko w porządku? - Spytał, przyglądając mi się podejrzliwie. Zbyłam jego pytanie i po prostu odeszłam. Czego on ode mnie chciał? Spojrzałam na plan. Miałam mieć wf. No to chyba kurwa jakieś żarty. Od razu mogłam strzelić sobie w łeb. Z ciężkim westchnieniem ruszyłam na poszukiwanie sali gimnastycznej.

O piętnastej wróciłam do domu. Po wuefie, który przesiedziałam, ponieważ wmówiłam nauczycielce, że mam grypę żołądkową i matematyce lekcje się kończyły. Z ulgą wsiadłam w autobus i wróciłam do domu. W kuchni krzątała się Rose, zapewne robiąc obiad. Przysiadłam przy stole ze szklanką soku.
-Dzwonili ze szkoły.- Pięknie.
-I?
-Dyrektor powiedział, że nie poszłaś wczoraj na dwie ostatnie godziny.
-Źle się czułam. - Wytłumaczyłam i upiłam łyk soku pomarańczowego.
-Hope, żartujesz sobie?-Odwróciła się do mnie i posłała mi ostrzegawcze spojrzenie. -O co cie prosiłam?
-Żeby mnie nie wywalili. - Przyznałam cicho.
-Własnie! A ty co robisz? Wagarujesz!
-Źle się czułam. - Nie chciałam jej okłamywać, ale inaczej chyba nie umiałam. Całe życie wszystkich okłamuje, włącznie ze samą sobą.
-Przestań wiecznie kłamać i w końcu weź odpowiedzialność za swoje życie.  - W jej oczach pojawiły się łzy. Wstałam.
-Nikt ci nie kazał mnie przygarniać. - Szepnęłam i wyszłam.

2 komentarze:

  1. Cóż opowiadanie naprawdę dobre. Wręcz świetne, powoli się rozkręca, ale to nawet chyba lepiej. Podoba mi się to, że nie idealizujesz bohaterów. No, ale mam nadzieję, że nie zadbasz swojego drogiego bloga "Na krawędzi" :3 Dużo weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń