poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 2


''(...)Uh, oh, many, many, many nights go by,
I sit alone at home and I cry over you.
What can I do.
Can't help myself, 'cause baby, it's you.
Baby, it's you.''

-No spójrz na mnie! - Czyjś krzyk sprawił, że wyrwana ze snu otworzyłam oczy. Przez okno wpadało blade światło księżyca. Wystraszona leżałam nieruchomo, nasłuchując.-Gdzie byleś? No powiedz!
-Pierdol się! - Trzask, jakby zamykanych drzwi. Wysunęłam się spod ciepłej kołdry, stawiając nogi na zimnej podłodze, zadrżałam. Przytuliłam do siebie mocniej ukochanego misia i cichutko wyszłam z pokoju.  Pierwsze co do mnie dotarło to cichy szloch, potem zauważyłam mamę skuloną na kanapie. Podeszłam do niej wciąż ściskając pluszaka i położyłam dłoń na jej nodze.
-Mamusiu? - Spytałam cicho. Podniosła na mnie swoje piękne zapłakane oczy.
-Hope, skarbie. Czemu nie śpisz?
-Czemu płaczesz? Tatuś znów zrobił coś złego? - Uśmiechnęła się przepraszająco i przyciągnęła mnie do siebie. Posadziła na kolanach i mocno objęła.
-Nie kochanie. Wszystko jest w porządku.
-Więc dlaczego płaczesz? - Odgarnęła moje włosy do tyłu, delikatnie głaszcząc mnie po głowie.
-Po prostu jest mi trochę smutno. - Szepnęła.
-Czemu?
-Czasem tak bywa, że jest nam smutno bez powodu. -Wpatrywałam się w nią, ale nie rozumiałam o co chodzi. Czy naprawdę można być smutnym bez powodu?
-Jeżeli ty jesteś smutna to mi też smutno. - Zaśmiała się cicho.
-Och skarbie. - Pocałowała mnie czoło. - Wracaj do łóżka, dobrze?
-A ty?
-Wezmę kąpiel. - Pomogła mi stanąć na podłodze i trzymając mnie za rękę zaprowadziła mnie do pokoju. Położyła do łóżka i mocno opatuliła kołdrą. -Śpij smacznie.
-Mamusiu? - Zerknęła na mnie.
-Tak?
-Kocham cie.
-Ja ciebie też Hope. Bardzo, bardzo mocno.

***

Odpuściłam sobie resztę lekcji, ponieważ mój stan pogarszał się z każdą chwilą. Byłam pewna, że mój śmiech bez powodu wzbudziłby niepokój u nauczycieli, a lepsze od tego były wagary. Nie mogłam jeszcze wrócić do domu bo Rose na pewno nie wyszła jeszcze do pracy. Prze godzinę poszwendałam się po mieście, a potem usiadłam w parku na ławce tam gdzie umówiłam się ze Scottem. Na placu zabaw mimo kropel deszczu bawiło się kilka dzieciaków. Wyciągnęłam słuchawki z torby i włączyłam muzykę na telefonie w między czasie odgarniając zbłąkane włosy do tyłu. Wybrałam playlistę zatytułowaną ''Jesień'' przeznaczoną na smutne, deszczowe dni. Wprawdzie wciąż chciało mi się chichotać, ale miałam nadzieje, że piosenki mnie uspokoją. Na playlistę składało się kilka melancholijnych piosenek takich jak Sail Away - David Gray czy John Legend - All Of Me, a także kilka ulubionych piosenek mamy na przykład The Beatles - A Day In The Life. Dopiero po kilku latach, gdy osiągnęłam pewien wiek potrafiłam docenić jej gust muzyczny. W sumie tylko kilka tych piosenek było prawdziwą pamiątka po niej, reszta wydawała się być fałszywa, zupełnie inna niż ona. Po upływie pięciu piosenkę obok mnie usiadł Scott. Wyjęłam słuchawki z uszu i uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
-Cześć. - Przywitał się.
-Cześć. - Odpowiedziałam i mocno pocałowałam go w usta. Wydawał się być zaskoczony, ale po sekundzie rozluźnił się i odwzajemnił pocałunek. Zapewne domyślił się o co chodzi. Ja i Scott... Nie byliśmy parą, chyba, że taką od seksu po dragach. Był moim najlepszym, jedynym przyjacielem, na którym mogłam polegać. Poznaliśmy się po tym, jak przeprowadziłam się do ciotki. Szybko znaleźliśmy wspólny język. On dostarczał mi narkotyki, a ja odwdzięczałam się w taki czy inny sposób. Lubiłam jego towarzystwo, ale nie był jedynym z, którym sypiałam. Takich było o wiele więcej, ale nigdy nie dał po sobie poznać, że mu to przeszkadza. Byłam jego przyjaciółką i klientką. Prosty układ, który obojgu pasował. Po dłuższej chwili oderwałam się od niego i otarłam usta.
-Stęskniona? - Zapytał z uśmiechem, ale w odpowiedzi szturchnęłam go tylko w ramię.  - Jak w nowej szkole? - Wzruszyłam ramionami.
-Jak w każdej innej. - Odpowiedziałam zwięźle.
-Rozumiem. - Puścił mi oczko i ze swojego szaro-czerwonego plecaka wyjął małą paczuszkę, owinięta w fioletowy, ozdobny papier. - Proszę.- Podał mi ''prezent'', który bez otwierania wpakowałam do torby, doskonale wiedziałam co znajduje się w środku.
-Dziękuję. Ile jestem ci winna?
-Tym razem to prawdziwy prezent. - Wywróciłam oczami i wyjęłam portfel.
-Serio, ile? - Pokręcił przecząco głową i wstał.
-Naprawdę nic. Musze lecieć, bo jestem umówiony. - Posłałam mu karcące spojrzenie.
-I tak podrzuce ci tą kasę. - Zaśmiał się i musnął mój policzek.
-Jasne. Trzymaj się.
-Ty też.
-Będziemy w kontakcie. - Pomachał mi i odszedł szybkim krokiem. Lubiłam go. To był jedyny człowiek na tym świcie oprócz Rose, którego szczerze lubiłam i nie chodziło o to, że dostarczał mi towar. Po prostu był szczery w stosunku do mnie, dbał o mnie i sprawiał, że przy nim potrafiłam czuć się szczęśliwa.

Do domu wróciłam późnym popołudniem. Rose była w pracy, a Luis... Luis gdzieś tam był. Nie cierpiałam tego człowieka. Wkurzał mnie swoją osobą. Rose zaharowywała się na śmierć by utrzymać dom, a on siedział na dupie przed telewizorem i sączył piwo dzień w dzień. Nie rozumiałam dlaczego go stąd nie wyrzuci. Wciąż się kłócili, a w końcu przyjdzie taki dzień, że on posunie się za daleko i może być za późno... Znałam taką historię, ale Rose nie chciała się słuchać. Nie miała do mnie zaufania, wiedziała, że jestem trudnym dzieckiem i tak, jak ona starała się nie wtrącać w moje życie, tak ja nie miałam prawa wtrącać się w jej, ale chciałam by uniknęła całego tego zła.  Nie zasłużyła na to. Żadna kobieta nie zasługuje na taki los. Wiecznej męczennicy swojego życia.  Weszłam do kuchni przeszukałam szafki i wzięłam ze sobą na górę miseczkę płatków z mlekiem, sok pomarańczowy i banana. Usiadłam na łóżku, włączyłam mały telewizor stojący w rogu na podłodze i zjadłam płatki oraz banana oglądając jakieś beznadziejne reality show , a potem wypiłam pół kartonu soku. Czułam się najedzona, zmęczona i trochę przybita. Ekstaza przestała działać i powracał smutny, żmudny dzień, taki jak każdy. Zdjęłam sweter a zamiast niego założyłam luźną, niebieską koszulkę na ramiączka. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc zaczęłam sprzątać pokój, który wyglądał z grubsza jak małe wysypisko śmieci..Odkurzenie i umycie podłogi, złożenie ubrań i pranie, a także wytarcie pobieżnie kurzu zajęło mi mniej więcej półtorej godziny, po tym czasie mój pokój wyglądał dosyć przyzwoicie. Zmęczona postanowiłam wziąć kąpiel. Wannę w swojej prywatnej małej łazience napełniłam gorącą wodą, do której dolałam olejki relaksujące. Zapaliłam kilka zapachowych świeczek, puściłam muzykę z telefonu, z szafki nad umywalką wyjęłam opakowanie z proszkami uspokajającymi, a także biało-czerwoną ściereczkę, którą owinęłam swoją ''przyjaciółkę''Wzięłam kilka tabletek na rozluźnienie i zanurzyłam się w ciepłej, ładnie pachnącej wodzie. Tak wieczór spędzają przygnębione, zagubione i samotne nastolatki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz