niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 5



''This is not a dream that I'm living
This is just a world of Your own
You took me from all that I knew
Shown me how it feels to hope
With You with me, facing tomorrow together
I can learn to fly
Feels like I'm living in a lion's mouth, but the lion is (an angel)''

Byłam zła! Wkurzona, wkurwiona, zirytowana i... Chyba tyle. Wiedziałam, że nie powinnam się w ogóle do niego odzywać. Zawsze źle wychodzi gadanie z takimi chłopakami, ale poczułam, że chce, żeby wiedział, jak mam na imię. To było głupie, ale nie mogłam się powstrzymać, a teraz będę musiała robić z nim jakieś pieprzone doświadczenie. Boże! Jestem prawdziwą kretynka. Po co w ogóle się odzywałam? Po co? Teraz będę miała go na głowie, a nie chce by się do mnie zbliżał. Wydaje się być miły, a tacy są najgorsi. Myślą, że mogą wszystkich uratować, a na mnie jest już za późno....
Nigdy specjalnie nie lubiłam wuefu. Moja koordynacja ruchowa była żałosna, a po za tym nigdy nie mogłam zgrać się z innymi, dlatego zawsze stałam gdzieś z tyłu i biernie obserwowałam grę. Tak było i tym razem. Graliśmy w siatkę, więc wycofałam się i stałam z boku, próbując unikać piłki, ale i tak w końcu wylądowała w moich rękach. Miałam serwować. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich ze swojej drużyny. Błagali mnie wzrokiem, bym uderzyła w piłkę i zdobyła dla nas punkt. Nawet nie wiedzieli, że w moim wykonaniu to będzie naprawdę trudne. Mój wzrok przykuły trzy blondynki po drugiej stronie boiska. Były to typowe tapeciary. Nienawidziłam takich lasek. Koło nich przebiegała własnie niska, czerwonowłosa dziewczyna. Truchtem biegała wokół boiska, ze słuchawkami w uszach. Jedna z blondynek podstawiła jej nogę i czerwonowłosa upadła na kolana, wypuszczając z reki telefon, z którego słuchała muzyki. Komórka rozpadła się na cześć, a ona sama zaplątała się w kabel od słuchawek. Tapeciary zaczęły się wrednie chichotać i nabijać z dziewczyny. Krew zaczęła się we mnie gotować. Nim zdążyłam pomyśleć, rzuciłam trzymaną w reku piłkę i trafiłam nią wprost w głowę jednej z blondynek. W tą, która wydawała się być liderką grupy, w tą która podstawiła nogę. Blondynka odwróciła się na pięcie w moją stronę i zmierzyła mnie wściekłym wzrokiem. Wydała z siebie przedziwny dźwięk i podeszła do mnie. W jej oczach malował się istny gniew, ale mnie to nie ruszało. Nawet fakt, że była dwa razy większa ode mnie nie sprawił, że poczułam choć odrobinę strachu. Mierzyłam się z gorszymi przeciwnikami.
-Co ty kurwa robisz? - Wysyczała przez zaciśnięte zęby. - Chcesz się doigrać mała? - Zachichotałam.
-Spróbuj. Choć pewnie moja pieść utknie w tej tonie tapety. - Zaszydziłam, wyzywając ją do walki. - Wszyscy wokół obserwowali nas, a na moje słowa wybuchnęli śmiechem. Tapeciara, zawrzała z gniewu. W chwili, gdy podnosiła na mnie rękę, wuefista wykrzyczała jej imię.
-Chloe! Co ty wyprawisz? - Blondynka zacisnęła szczękę jeszcze mocniej i odwróciła się w stronę nauczycielki.
-Tylko rozmawiamy. - Wytłumaczyła ze sztucznym uśmiechem.
-Jasne. Dla rozluźnienia zrób kilka kółeczek. - Chloe tylko kiwnęła i zaczęła biegać. Miałam ochotę się roześmiać, ale powstrzymałam się. I tak wystarczająco ją upokorzyłam. Podeszłam do czerwonowłosej, która zdążyła się już pozbierać.
-Wszystko okey? - Spytałam, stając naprzeciw niej. Normalnie jestem aspołeczna, ale ona wydawała się być równie niedostępna jak ja.
-Nie musiałaś tego robić.- Szepnęła. Uśmiechnęłam się.
-Wiem, ale chciałam.
-Teraz nie da ci spokoju.
-Nie boje się takich, jak ona.
-Powinnaś. - Mrugnęłam do niej, ale nie przejęłam się jej słowami.
-Nie martw się o mnie. - Kiwnęła lekko głową, rozumiejąc.
-Jestem Emily.
-Hope.
-Jesteś nowa?
-Tak. - Uciekła wzrokiem, jakby się mnie obwiała.  - Chciałabyś wyskoczyć ze mną dziś wieczorem na piwo? - Spytałam nim zdążyłam ugryźć się w język. Poczułam do niej sympatie. Co się ze mną dzieje? Od kiedy jestem taka otwarta na ludzi?
-Jesteś pewna? Nie jestem zbyt dobry towarzystwem do zabawy.
-Myślę, że mi wystarczysz. - Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało.
-W takim razie chętnie.

Po lekcji wymieniłyśmy się z Emily numerami i umówiłyśmy się o dziewiątej na mieście. Chyba przyda mi się jakaś przyjaciółka w tej szkole. W ogóle jakakolwiek. Przed szkołą stał Scott. Zdziwił mnie jego widok bo się nie umawialiśmy, ale także się ucieszyłam. Podbiegłam do niego i pocałowałam go w usta.
-Cześć piękna.
-Hej. Co ty tu robisz? - Spytała, oplatając ręce na jego szyi.
-Po prostu chciałem cie zobaczyć. Nie cieszysz się?
-Oczywiście, że się cieszę. - Uśmiechałam się szeroko.
-Kto to?- Ton głosu Scotta zmienił się na bardziej poważny. - Obejrzałam sie za siebie, a moim oczami ukazał się Dru. Przypatrywał się nam w zaciekawieniu. Posłałam mu srogie spojrzenie, ale nie odwrócił wzroku.
-Będę musiała zrobić z nim jakiś powalony projekt na biologie.
-Dziwnie na ciebie patrzy. - Zaśmiałam się i znów spojrzałam na Dru. Wciąż się w nas wpatrywał bez żadnego zażenowania, że go na tym przyłapałam.
-Zdaje ci się. - Odparłam, choć faktycznie miałam wrażenie, ze jego wzrok jest dziwny. Patrzył się na Scotta tak jakby go znał, a na mnie tak jakby chciał ze mną pogadać. Miałam zamiar go zignorować. -Idziemy?
-Jasne. - Uśmiechnął się i otworzył mi drzwi do swojego czarnego jeepa. - Wskakuj mała.

-Nie wierzę. Ty wychodzisz z jakąś dziewczyną na miasto? Od kiedy to masz jakieś koleżanki? - Scott wydawał się być autentycznie zdziwiony. A to świadczyło o tym, że naprawdę jestem zacofana społecznie. Skarciłam go wzrokiem i ściągnęłam swój sweter i bluzkę, którą miałam pod nim. Stając bez stanika, szukałam w szafie, czegoś nadającego się na dzisiejszy wieczór.
-Od dziś. Wydawała się być miła, więc postanowiłam ją zaprosić.
-O cholera! I to jeszcze ty ją zaprosiłaś. Kim jesteś i co zrobiłaś z moją Hope?
-Oj nie przesadzaj! - Warknęłam i wyjęłam z szafy dłuższą koszulkę z nadrukiem białej czaszki, zwykłą czarną bluzkę na długi rękaw i czarne leginsy z dziurami. Ubrałam się szybko i spojrzałam na Scotta. Leżał wyciągnięty na moim łóżku, obserwując mnie. - I jak? - Zrobiłam obrót wokół własnej osi.
-Jak zwykle ładnie.- Wywróciłam oczami i weszłam do łazienki. Poprawiłam oczy czarna kredką i zburzyłam trochę włosy. - Gdzie sie wybieracie?
-Ona zaproponowała jakiś klub. Nie znam go.- Wytłumaczyłam i wróciłam do pokoju.  - Masz coś przy sobie? - Spytałam, siadając obok niego.
-Może.
-Może? - Moje brwi powędrowały do góry.
-Koka? Skończyły ci się już ecstazy? - Pokręciłam przecząco głową.
-Nie, ale chce coś mocniejszego. - Westchnął ciężko i z wyciągnął plastikową torebeczkę wypełnioną białym proszkiem. Podał mi ją, a ja przyciągnęłam do siebie, swój mały czarny stolik.
-Dzięki. - Rozsypałam proszek na blacie i uformowałam dwie kreski. Podeszłam do biurka i wyciągnęłam z szuflady pieniądze.  -Tym razem płace.- Powiedziałam i podałam mu hajs. - Wciągasz ze mną?
-Dziś podziękuje.

Usiałyśmy przy barze i obie zamówiłyśmy wódkę z sokiem ananasowym. Emily umalowana i w czarnej obcisłej sukience już nie wyglądała, jak szara myszka.
-Masz ładne ciało. Co trenujesz?- Spytałam, upijając łyk drinka przez żółta słomkę.
-Pływam - Przyznała, ale bez większego entuzjazmu. - W tamtym roku zajęłam drugie miejsce w mistrzostwach kraju w stylu dowolnym.
-Wow. Nieźle, ale nie wyglądasz jakby cie to cieszyło. - Spuściła wzrok.
-Po prostu jestem już zmęczona. Przestało to być dla mnie przyjemnością.
-To czemu wciąż to robisz? - Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko.
-Moi rodzice są bardzo wymagający. Zawsze byli i wytresowali mnie na wzorową córeczkę.
-A ty boisz się zbuntować? - Wywnioskowałam.
-Niestety. - Westchnęła i na raz wypiła połowę drinka.
-Kiedyś. Zapewne niedługo wybuchniesz i wszystkim pokarzesz co naprawdę czujesz. - Prychnęła.
-Nie wiem czy mnie na to stać. - Mrugnęłam do niej przyjaźnie.
-Jestem pewna, że tak. - Uśmiechnęła się.
-Czemu teraz tu chodzisz do szkoły? - Standardowe pytanie. Zaśmiałam się i opróżniłam szklankę do końca i zamówiłam następnego drinka.
-Wywalili mnie za poprzedniej. - Jej oczy rozszerzyły się odrobinę.
-Dlaczego?
-Za pobicie. - Wydawała się być zszokowana. -Ale nie chce o tym gadać. Potańczymy? - Dopiła drinka i bez dalszych pytań poszła ze mną na parkiet.

Mimo że Emily wydaje się być nieśmiałą dziewczyną, na parkiecie w żaden sposób tego nie okazywała. Najwidoczniej dobrze czuła się w swoim ciele, którym tak na marginesie naprawdę dobrze ruszała. Wiele chłopaków spoglądało na nią z pożądaniem, ale zdawało się, że ona wcale tego nie zauważa. Nie to co ja. Po kilku shotach i obrotach w objęciach czarnowłosego studenta wylądowałam z nim w męskiej toalecie. Było szybko i przyjemnie. Po skończonej zabawie obmyłam twarz i zaczęłam szukać Emily. Znalazłam ją w damskiej, jak rozmawiała z kimś przez telefon. Była zdenerwowana i rozmawiając chodziła w kółko po łazience. Wpatrując się w nią bacznie, usiadłam na kamiennym blacie, który służył za przerwę między umywalkami.
-Co się stało? - Spytam, gdy schowała telefon do kieszeni, skórzanej kurteczki. Westchnęła ciężko i oparła się o drzwi jednej z kabin na przeciw mnie.
-Mój chłopak - Wyznała cicho. - Jest strasznie zaborczy. - Zacisnęła usta w wąską kreskę. - Muszę wracać.
-Będziesz robiła to co ci karze?
-Musze - Głośno przełknęła ślinę. - Po prostu muszę. - Wymusiła uśmiech i po prostu wyszła. To było dziwne i niepokojące, ale byłam na tyle podpita, że nie miałam siły na to by się w to zagłębiać. Skorzystałam z toalety i wróciłam do baru, gdzie wypiłam piwo i znów zaczęłam wirować na parkiecie.

1 komentarz: